Kirk Douglas nie był dandysem, nosił się zwyczajnie. Ale z godną pozazdroszczenia klasą.
Właśnie odszedł jeden z ostatnich gwiazdorów Złotej Ery Hollywood. Jego kreacje mogą stanowić wzorzec dla młodych aktorów, ale niewielu jest w stanie mu dorównać.
Kirk Douglas urodził się w 1916 roku (!) w Amsterdamie w stanie Nowy Jork, jako Issur Danielovitch Demsky. Jego rodzina sytuowała się na samym dole drabiny społecznej. Ojciec Douglasa, Żyd z białoruskiej prowincji, w Ameryce pełnił zapomniany już zawód szmaciarza. Innymi słowy, jeździł wozem po okolicy i skupował podniszczone materiały, zdatne do wtórnego wykorzystania.
Mimo trudności Kirk Douglas utorował sobie drogę do kariery. Dzięki pożyczkom i stypendiom zdobył wyższe wykształcenie. Kiedy wybuchła II wojna światowa, wstąpił do marynarki. A niedługo po kapitulacji Niemiec i Japonii przebił się do Hollywood. Wyróżniał się na tle amantów z czarnymi włosami, którzy panowali wówczas na ekranach, był charakterystyczny. Być może to mu pomogło? Przede wszystkim jednak biła od niego inteligencja i pewność siebie. I to dzięki tym cechom, jak sądzę, intrygował fanów westernu i kina noir.
Grywał również w filmach dalekich od rozrywkowego schematu, jak Spartakus (1960) czy Pasja życia (1956) – w tym ostatnim wcielił się w Vincenta Van Gogha. Moim zdaniem jednak najciekawsza rola Douglasa to pułkownik Dax ze Ścieżek chwały (1957). Usytuowany w realiach I wojny światowej, gorzki film Stanleya Kubricka niewiele się zestarzał – po cyfrowej rekonstrukcji wygląda zaskakująco współcześnie, zwłaszcza gdy w długich ujęciach oglądamy grozę ostrzału. A Douglas jako oficer, który próbuje ocalić swoich żołnierzy przed bezmyślnością generałów, jest po prostu hipnotyzujący.
Przede wszystkim jednak chciałbym zwrócić uwagę Czytelników na inny film – zatytułowany Twardziele (Tough Guys) z 1986 roku. Douglas występuje tu z inną legendą kina akcji, Burtem Lancasterem. Panowie grają sławnych złodziei, którzy okrągłe trzydzieści lat spędzili w więzieniu.
Kiedy wychodzą, ubrani są w te same rzeczy, w których zostali przyjęci do zakładu karnego w roku 1956: garnitury w prążek z wyłogami wielkimi jak lotniskowce, szerokie kołnierzyki i takież krawaty w kolorowe wzory. Do tego nie zabrakło efektownej fedory, a w przypadku Douglasa również czarno-białych golfów (galerię fotosów można zobaczyć na portalu FILMWEB).
Świat na wolności zmienił się tymczasem nie do poznania. Tam, gdzie dawniej mężczyźni nosili garnitury i kapelusze, panuje moda uliczna, inspirowana sportem, odzieżą robotniczą i estetyką różnych mniejszości etnicznych. Obok niej widać wyszukane pomysły designerów i ekstremalny styl młodzieżowych subkultur. Wszystko to jest oczywiście znakiem przemian obyczajowych, które sprawiają, że twardziele starej daty nie mogą się odnaleźć w zastanej rzeczywistości. Chcą jednak mieć ostatnie słowo.
Komediowa historyjka nie jest zbyt realistyczna, ale to bez wątpienia inteligentna rozrywka. A poza tym Tough guys perfekcyjnie pokazuje, jak wiele można przekazać przy pomocy ubioru. Sztuka filmowa, o czym nieraz się zapomina, wiele zawdzięcza sztuce krawiectwa.
A sam Kirk Douglas? Trudno znaleźć choć jedno zdjęcie, na którym nie wyglądałby dobrze. Nie był ekscentrykiem i raczej nie przywiązywał wielkiej wagi do komponowania wyszukanych zestawów. Zarówno w stylu formalnym, jak i casualowym, stawiał na rzeczy proste i starannie dopasowane. Jego garnitury były zawsze dobrej klasy, ale nie rzucały się w oczy. Tym, co rzucało się w oczy, był uśmiech. Douglas często się uśmiechał.