W poszukiwaniu kolejnych ciekawych akcesoriów naszła mnie myśl, że w swoim uwielbieniu pracy polskich rzemieślników nie różnię się bardzo od członków ruchu slow food. Slow food to stowarzyszenie, a także ruch społeczny skupiający osoby zainteresowane tradycyjną kuchnią różnych regionów świata. Organizacja powstała w 1986 roku w akcie protestu przeciwko mcdonaldyzacji społeczeństwa i wulgaryzacji smaku.
Od pewnego czasu nie kupuję już w sieciówkach, wystrzegam się znanych większości brandów. Garnitur od Hugo Bossa dziś wzbudzi u mnie raczej politowanie niż zachwyt. Po ponad roku odwiedziłem dyskont TK Maxx i czułem się nieswojo. Nie ma tam dla mnie już miejsca. Mój smak staje się bardziej wyrafinowany i powoli zaczynam rozumieć osoby, które nie są „łowcami okazji”. Tanie i dobre to jest przecież oksymoron funkcjonujący tylko w języku polskim. Cheap and good po angielsku, buoni e a buon mercato po włosku, bon et bon marché po francusku, dobar i jeftin po chorwacku, nawet gut und billig po niemiecku nie mają takiego rezonansu, jak dobre i tanie po polsku.
Sprawia mi przyjemność noszenie czegoś unikalnego, uszytego w moim stylu i na moją miarę. Z jednej strony można oczywiście spotkać się z głosami, że szycie na miarę to forma snobizmu. Z drugiej zaś nie żyjemy przecież tylko o chlebie i wodzie. Człowiek został obdarzony zmysłem estetycznym i powinien świadomie z niego korzystać. Jest pewne grono osób, które podzielają moje zainteresowania. Część z nich jest zebrana wokół forum o klasycznej męskiej elegancji www.bespoke.pl. Kiedyś nazwałem je subkulturą, ale powoli odchodzę od tego sformułowania. Jesteśmy bowiem znacznie bliżej oddolnemu ruchowi społecznemu, które analogicznie do slow food możemy nazwać slow wear lub slow fashion. Termin da się przetłumaczyć, jako wolne szycie albo ogólniej: wolne życie?
Na Zachodzie symbolem statusu przestaje być logo znanej firmy, a staje się właśnie praca ręczna drobnego rzemieślnika. Handmade, czyli zrobione ręcznie, to towary, za które mieszkańcy Europy Zachodniej są w stanie płacić cenę premium. Uznane marki coraz chętniej poszerzają swoją ofertę o towary handmade, wyczuwając koniunkturę. Niestety one przede wszystkim na tym zarabiają, a nie osoby które te towary ręcznie wytwarzają.
Bo tak, jak chcemy jeść szynkę uwędzoną domowym sposobem przez mieszkańca Suwalszczyzny, pić wino pędzone w małej rodzinnej winnicy w Piemoncie, tak samo pragniemy nosić wykonane ręcznie rękawiczki, krawat czy poszetkę. Te kupione w centrum handlowym z logo znanej firmy nie mają tego osobliwego czaru. Możemy zjeść kebaba „na stojaka” w pędzie lub skorzystać z oferty sieciowych restauracji, ale możemy też pójść na obiad do małej gospody. W domu na kolację możemy albo wstawić pizzę mrożoną do piekarnika, albo przyrządzić kotlet mielony z organicznej jagnięciny. Wybór należy tylko i wyłącznie do nas. Biegniemy przez życie, nie mając na nic czasu. Narzekamy, że za drogo i bez smaku. Przestańmy lamentować i zacznijmy cieszyć się swoim życiem. To ono jest przede wszystkim tworzone na naszą miarę. To nikt inny jak właśnie my zbieramy miarę na własne życie.
I dlatego jeśli idziemy do małej rodzinnej restauracji, gdzie podają ekologiczne jedzenie od lokalnych producentów, to ubierzmy się odpowiednio do okazji. Marynarka i spodnie od znanej firmy ze sklepu w galerii handlowej nie są odpowiednią ramą. Tym jest garnitur szyty na miarę u polskiego krawca czy też buty zrobione przez polskiego szewca. Wspierajmy i popularyzujmy polskie rzemiosło. Nie pozwólmy mu zginąć. Zamawiajmy rzeczy na miarę i nośmy je z dumą.