Rafał Bauer. Prezes i właściciel marki odzieżowej dla mężczyzn Rage Age oraz magazynu Male Men. W latach 2004-2008 był prezesem zarządu firmy Vistula & Wólczanka. Ma 40 lat. Jest absolwentem ekonometrii na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi także własnego bloga http://rafalbauer.pl/
Jest to pierwszy wywiad z planowanej serii wywiadów ze znaczącymi osobistościami z kręgu męskiej mody i elegancji. Wywiad jest autoryzowany.
Rafale, miło mi, że zdecydowałeś się udzielić wywiadu dla Szarmanta. Zacznijmy może od męskiej klasycznej elegancji? Czym ona jest dla Ciebie?
Dla mnie podstawą męskiej elegancji był, jest i będzie garnitur. Dla niektórych może to być niewygodny pancerz, dla mnie to uniwersalny strój, w którym w zależności od tkaniny i kroju możemy być eleganccy w każdej niemalże sytuacji, a przynajmniej w takich, które jej wymagają. Nawet jeśli czasem możemy wyglądać nieco śmiesznie, to jest mało prawdopodobne, abyśmy się ośmieszyli, co w przypadku zbyt frywolnego stroju w poważnym czy oficjalnym towarzystwie może się bez trudu zdarzyć.
Klasyczna męska elegancja, podobnie jak muzyka klasyczna i wszystko co się tym mianem określa, jest tak cywilizacyjnie trwała, jak używanie sztućców przy jedzeniu. Szkielet cywilizacyjny obowiązywał będzie zawsze. To, że jest na różne sposoby naginany, powoduje, że może się modyfikować, bo przecież to co uważamy za klasyczne dzisiaj, mogło być modą choćby 25 lat temu. Ale to cezura lat uszlachetnia w czasach, kiedy trend trwa niekiedy kilka tygodni.
Erozja kanonu to przykre zjawisko związane z brakiem wymogów. Choćby postęp „casual Friday”, który w niejednej firmie zamienił się w „casual week”, zanik dress codeów, obniżenie normy, która pozwala wybrać się do teatru w swetrze, albo to wszystko mierniki braku szacunku dla siebie nawzajem i miejsca, w którym się spotykamy. Dla wygody rezygnujemy z ograniczeń. Z tego samego powodu kuchnie korporacyjne wypełniają plastikowe sztućce i talerzyki. Jestem pewien, że zarówno niższy, jak i wyższy personel na takiej zastawie nikogo w domu nie podejmuje. Obyczaje odzieżowe się zmienią. Jeszcze kilka lat temu panie na wieczornych wyjściach do restauracji brylowały w garsonkach lub dżinsach. Dzisiaj w większości spotkamy je w eleganckich sukienkach, które właśnie do tego między innymi służą. Ewolucja zrobi swoje. Póki co, można trafić na wydarzenie, którego organizator wyraźnie wskazał jako dress code black tie, a większość gości ubrana jest kompletnie niestosownie. Mniejsza o to, czy powodem jest brak zrozumienia tego terminu, czy też jego lekceważenie. To po prostu źle wygląda. Ale jesteśmy społeczeństwem, które edukuje się bardzo szybko, więc niebawem do takich sytuacji dochodzić nie będzie.
Rozumiem. Jak sądzisz, czy mężczyzna powinien poświęcać uwagę ubraniu?
Oczywiście i nie wydaje mi się, aby było to w jakikolwiek sposób niemęskie. Nikt przecież nie zarzuci oficerowi, że zadbał o wyglansowane buty i odprasowany mundur. To po prostu rodzaj statusowego zobowiązania. Założenie, że dbałość o siebie i swoje ubranie feminizuje faceta, to przykry stereotyp, z którym staram się walczyć. Powtarza się często, że nie szata zdobi człowieka, podczas gdy w codziennym życiu nagminnie oceniamy się w oparciu o wygląd. Szata o człowieku nie stanowi, ale zdobi go na pewno i bardzo dużo o nim mówi.
Oczywiście lepsze jest zawsze wrogiem dobrego. Mężczyzna, który na co dzień ubiera się tak, aby z rozmysłem robić wrażenie swoją stylizacją, robi się już nieco śmieszny, ale moja opinia nie jest tu istotna. Nie dywagujemy przecież, ile czasu trzeba poświęcić na codzienne ablucje. Mamy być czyści i tyle. Toteż ja się cieszę, kiedy mężczyźni są mniej czy bardziej świadomie ubrani. A że znam takich, którzy mocno przesadzają? Pytanie, czy mnie ktoś do takiej grupy nie kwalifikuje.
Rafale, a czy to nie jest właśnie dandyzm?
Są tacy dżentelmeni, którzy mogą sobie pozwolić na spędzanie czasu w sposób podobny do epoki, której dotyczy owo określenie. Dobór odpowiedniego stroju na tenisa, siłownię lub partyjkę golfa, lanczyk i inne okazje zabiera im sporo czasu i jest traktowany jako poważne zajęcie. Ci, którzy mają na to czas, nie muszą go poświęcać na pracę, bo albo są rentierami, albo swój kapitał odziedziczyli. Rożnie tym współczesnym dandysom się układa. Znam takiego, który przeszedł głęboko iluminację i żyje dzisiaj jak wzorowy eremita, inny został zapalonym rolnikiem, a jeszcze inny wrócił do normalnej pracy, bo spędzanie czasu na rozrywkach po prostu go znudziło.
Odjedźmy na chwilę od dandyzmu, bo to zjawisko dotyczy w gruncie rzeczy niewielkiej grupy osób. Czy ubiór ma jakieś szersze znaczenie, nie tylko estetyczne? Czy ubranie było kiedyś inaczej postrzegane niż obecnie?
To jest pytanie do antropologów kultury. Z mojego punktu widzenia ubranie znaczenie miało zawsze, ponieważ praktycznie od zawsze sugerowało pozycję społeczną. To, że dzisiaj już tak nie jest, zawdzięczamy olbrzymiemu postępowi, ale warto pamiętać, że w niejednym kraju w Europie jeszcze w latach 40. posiadanie butów na wsi nie było normą. Chociaż dziś dostęp do odzieży jest znacznie łatwiejszy niż kiedyś, to nadal ubieramy się odświętnie na ważne okazje, co potwierdza tezę, że nasz zewnętrzny komunikat estetyczny jest istotny. A że ma mniejsze znaczenie niż niegdyś? To pochodna jego dostępności. Mniej szanujemy to, co nosimy, i dlatego też traktujemy lekce to, co w ten sposób komunikujemy innym.
Ubranie straciło swoją tajemnicę, choć dotyczy to wyłącznie ubrań szytych przemysłowo. Znam rodzinę warszawskich adwokatów, w której każdego chłopca, który wkracza w wiek męski, ojciec zabiera do krawca, gdzie obstalowuje mu pierwszy garnitur. To rytuał. Znam wielu profesorów uniwersyteckich, którzy pamiętają swoją pierwszą parę butów. Tu, jak by jej dzisiaj nie oceniać, PRL-owska cywilizacja zrobiła swoje. W pierwszym przypadku nie zabiła tradycji. Świat się zmienia. To dobrze, ale uważam, że nie jest dobrze zmieniać wszystko w swoim świecie.
W przeszłości o ubranie należało dbać, ponieważ było dobrem rzadkim. Nikt też nie wstydził się, że je szanuje i dba tak, aby służyło mu jak najdłużej. Dzięki temu podejściu miałem okazję w 1983 roku obejrzeć sztuczkowe spodnie mojego dziadka i frak, którego nie założył od 1939. Pamiętam tę datę do dzisiaj, ponieważ uderzyło mnie, że ten strój miał dla niego takie znaczenie, iż nie nadawał się na żadne inne okazje niż te, do których powstał. Oczywiście to wspomnienie umocniły uruchomione wtedy dziadkowe opowieści o balach i rautach, na których to panowie oficerowie nie tylko dbali o honor armii, ale to już osobna sprawa. Od tamtej pory „…ta mała piła dziś i jest wstawiona….” natychmiast stawia mi przed oczami dziadka w cylindrze, fraku i białych rękawiczkach. Dzisiaj taki strój to już anachronizm, choć są na pewno wydarzenia i okoliczności, w których ów anachronizm przetrwał. Nie wiem, jaki dress code jest przewidziany na oficjalną wizytę u Jej Wysokości Królowej Zjednoczonego Królewstwa, ale w dżinsach to się tam nie chodzi na pewno.
Ustrój socjalistyczny solidnie obniżył normy w każdej dziedzinie, w tym w znacznie poważniejszych niż dress code, tworząc system zachowań, w którym zostawianie plastikowych worków ze śmieciami przed drzwiami mieszkań, brak wzajemnej uprzejmości w przestrzeni publicznej czy „organizowanie” różnych przedmiotów z zakładu pracy było na porządku dziennym. Teraz się wszystko powoli zmienia, ale wpływ minionych lat zrobił swoje.
Z drugiej strony, mój antagonista Jurek Mazgaj jest autorem kapitalnej konkluzji dotyczącej naszego rynku odzieży męskiej i jego rozwoju. W 2004 roku stwierdził, że długo jeszcze w naszym kraju będzie brakować facetów, którzy kupią sobie sweterek specjalnie na grzyby. Choć się to powoli zmienia, rozwój marek niszowych jest ściśle związany z poziomem konsumpcji społeczeństwa. Im jest wyższy, tym większa świadomość, że różne aktywności wymagają stosownego ubioru. Niby nie ma znaczenia, czy na jachcie lub motorówce znajdziemy się w dresie czy ubraniu oferowanym przez kilka specjalizujących się w nautyce firm. Niby różnicy nie ma, podobnie jak w przypadku wina. Dla wielu jest tylko czerwone lub białe. Do czasu.
Bardzo trafna uwaga pana Mazgaja. Dla części Polaków odzież wydaje się mieć tylko kategorię funkcjonalną i przykład wyjścia od lasu na grzyby jest bardzo adekwatny. Jednak ubranie może spełniać także kategorię estetyczną. Bez potrzeby estetyki nie byłoby mody i elegancji. Czy uważasz, że Polacy chcą być eleganccy?
Myślę, że bardzo chcą. Polacy lubią wydawać pieniądze i nie są głupi. Mają zdolność adaptowania dobrych wzorców. Moim ulubionym miernikiem cywilizacyjnym jest jakość architektury domowej. Obejrzyj w jakimkolwiek czasopiśmie wnętrza polskich domów. Nie każde uznałbyś za właściwe dla siebie, ale większość z nich nie odbiega lub przewyższa poziom krajów ościennych czy nawet Włoch. Kiedyś polskie i zagraniczne czasopismo wnętrzarskie przedstawiało dwa zupełnie różne światy. Dzisiaj już tak nie jest.
Mężczyzn czeka teraz rewolucja w ubiorze. Przez ostatnie 20 lat przeciętny Polak nie interesował się, jak był ubrany. Dziś poziom konsumpcji doszedł do takiego pułapu, że następne 3–4 lata będą okresem dużego zainteresowania mężczyzn, jak się ubrać i w co. Pomoże w tym zauważalna zmiana naszej narodowej eksperckiej postawy. Dzisiaj mężczyzna jest już gotów do zadawania pytań i przyjmowania rad od autorytetów. Stąd rozwój wszelkiej maści poradników czy zapotrzebowania na szkolenia z zakresu protokołu dyplomatycznego.
Dochodzi w takim razie do pewnej zmiany kulturowej? Dlaczego tracimy ten autorytaryzm i zaczynamy po prostu się pytać?
Mam za mało utensyliów do badania tego zjawiska. To w pewnej mierze efekt przyjęcia zachodnioeuropejskiego wzorca, zgodnie z którym brak odpowiedzi na każde możliwe pytanie nie jest traktowany jako kompromitacja. Tym samym mniej wstydzimy się przyznać do braku wiedzy i łatwiej nam prosić kogoś o radę, szczególnie, że można to już dzisiaj uczynić zupełnie anonimowo. Poza tym owa skłonność do zadawania pytań to efekt feminizacji mężczyzn i maskulinizacji kobiet. Zjawiska te, jak dowodzi historia, idą ze sobą w parze. Im mocniejsze kobiety, tym słabsi faceci. Mężczyźni mogą w końcu zarzucić imperatyw absolutnej wiedzy o wszystkim i po prostu pytać.
Ostatnio powstało kilka ciekawych blogów o ubiorze pisanych przez takich mężczyzn, jak Mr. Vintage czy też Macaroni Tomato. Czy sądzisz, że ich popularność to efekt wspominanej zmiany kulturowej?
Tak, na pewno tak jest. Mężczyźni, szukając rad, często sięgają do internetu. Blogosfera jest bardzo specyficzna instrumentem i zdominuje cywilizację w najbliższym czasie. Wśród różnych teorii dotyczących internetu zapominamy o jednym. Jakkolwiek najbardziej rewolucyjny kulturowo był wynalazek Gutenberga, to wolność wypowiedzi zawsze była certyfikowana na różne sposoby ekonomiczne, polityczne, religijne. Nigdy wcześniej w historii naszej cywilizacji nie było takiej egalitarności w wypowiedzi, ponieważ media tradycyjne zawsze były przez kogoś kontrolowane. W sieci można umieścić dowolny komunikat. To, do kogo dotrze, zależy wyłącznie od owego komunikatu atrakcyjności. I mniejsza o to, czy za atrakcyjny uzna go 100 czy 100 000 osób. Wcześniej taka możliwość nie istniała. Mimo całej masy brudów i jadu, która tej masowości komunikacji towarzyszy, jest to unikalne w skali naszej cywilizacji zjawisko.
A który blog się Tobie najbardziej podoba?
Jeżeli chodzi o blogi modowe, ja najbardziej kibicuję Mr. Vintage, bo mało kto podejmuje się takiej czysto misyjnej pracy. Autor nie wstydzi się własnych ograniczeń, pisze szczerze i z szacunkiem dla ubrań i czytelnika. To się czuje. Mr. Vintage pisze o tym, że buty trzeba wypastować i pokazuje, jak to zrobić dobrze. Porusza takie delikatne, a ważne kwestie, jak noszenie mokasynów na gołe stopy itp. Można oczywiście przyjąć, że prawdziwy gentelman takich porad nie potrzebuje, ponieważ obycie wyniósł z domu. To bardzo ryzykowna teza. Całe szczęście Mr. Vintage takimi komunikatami nie zniechęca i swoją misyjną pracę prowadzi w sposób budzący szacunek. Przypomina o prawidłach, w które należy zainwestować, aby utrzymywać obuwie w dobrej kondycji, informuje, jak wyprasować spodnie i jak przechowywać marynarkę. I właśnie dlatego czytelników ma zapewne bardzo dużo. Nie faszyzuje, nie wypowiada się ex cathedra i jeszcze jest normalnym facetem. Lubię jego podejście. Jest rzadkie. Każdy chce napisać o czymś strasznie ważnym, wielkim, napisać tekst, który Bóg tylko wie, gdzie się ma przebić i kogo zachwycić. A takich blogów, jak vintagowy, jest bardzo mało, a dokładnie takiego jak ten osobiście nie znalazłem. Zresztą spodziewam się, że jest rekordzistą, jeśli chodzi o statystyki wejść na męskie blogi o ubiorze.
Myślę że tak właśnie jest. Widać to po liczbie komentarzy. A poznałeś autora tego bloga osobiście?
O ile mi wiadomo był kierownikiem sklepu Vistuli w Kielcach, który miał nadstandardowo dobre rezultaty, ale nie spotkaliśmy się w tamtych czasach. Być może teraz nadarzy się jakaś okazja.
To może kiedyś zorganizujemy wspólne spotkanie i obrady okrągłego stołu wśród blogerów modowych. Jest jeszcze blog Macaroni Tomato, który jest mniej poradnikowy, ale stawia punkt nacisku na drogą odzież gatunkową i szycie na miarę.
Zacna inicjatywa, chętnie wezmę w niej udział, jeśli pojawi się taka wola, choć nie jestem entuzjastą podejścia Macaroni Tomato. Przy całym uznaniu dla osiągnięć autora, który jest faktycznym punktem odniesienia dla wszystkich, dla których słowo bespoke ma swoją magię i moc, nie mogę zrozumieć nadmiernej skłonności do ultymatywnych poglądów. Większa dawka empatii pozwoliłaby fanom na budowanie własnych szaf z miłości do unikalnego miarowego ubrania, a nie z niechęci do tych wszystkich, którzy nie rozumieją, z jakiego włosia powinien być wykonany odpowiedni element marynarki.
Ale być może nie jestem opiniotwórczy, ponieważ MT jest autorem postu „Dlaczego nie lubię Rage Age”. Ani wcześniej, ani później nie spotkałem u niego tak jednoznacznych uwag wobec jakiejś marki, ale mogę być przeczulony. Macaroni Tomato jest bezspornie bardzo opiniotwórczy wśród osób, które poszukują wiedzy z tego zakresu, dlatego też uważałem, że nagrodzenie go w tej kategorii w naszym Fashion Magazine jest jak najbardziej uzasadnione. Nie zmienia to faktu, że mniejsza hermetyczność, a większa empatia bardzo by się tu przydała.
Osobiście staram się unikać wszelkich „na pewno”, a w przypadku odzieży i mody w szczególności. Pamiętam doskonale, jak w 2004 roku na Pitti Uomo oburzałem się widząc facetów w garniturach i japonkach. Wypowiedziałem się nawet do współpracowników, że ja w ten sposób nie ubiorę się nigdy i byłem o tym autentycznie przekonany. Czas zrobił swoje i niewiele później mi również taki zestaw zaczął się wydawać odpowiedni. To oczywiście przeciwny biegun, ale ważna jest zasada. Wskazujmy, co jest fajne naszym zdaniem, zamiast skazywać tych, którzy są naszym zdaniem niefajni.
Zaskoczyłeś mnie. Blog MT jest o klasycznej męskiej elegancji, a Ty zarządzasz marką Rage Age, która zajmuję się modą męską. Czy w takim razie istnieje konflikt między nimi?
Ależ skąd! Rynek w Polsce to dwie grupy: panowie w odzieży męskiej i panowie ubrani. Ci drudzy wybierają różne produkty. Wśród naszych klientów jest wielu miłośników szycia miarowego, którego z premedytacją nie robimy, ponieważ moim zdaniem to jest zajęcie, które wymaga kunsztu i pełnej koncentracji na indywidualnym produkcie i procesie tworzenia wspólnie z klientem. Nasza logika jest odwrotna: tworzymy wizerunek, który podoba się lub nie. Produkt bespoke to jest zupełnie inna dziedzina, choć przenika się z naszą i to częściej niż z pozoru mogłoby się wydawać. Nie jest tak, że posiadacz miarowych garniturów, marynarek i koszul musi wybierać wyłącznie ten model doboru garderoby. Są oczywiście tacy panowie, kilku osobiście znam. Nawiasem mówiąc, to wspaniały rynek, który dopiero się tworzy, ale doskonale rozwinie, bo Polacy uwielbiają wtajemniczenia. Nasz mężczyzna ma być modny i elegancki, mężczyzna Macaroni Tomato wykwintny. To cała różnica.
A podsumowując ten wątek: na mojej dzisiejszej stylizacji MT nie zostawiłby suchej nitki. Rozumiem jego punt widzenia, ale jesteśmy po prostu inni, więc kieruję się swoim własnym.
Przyznam, nie spodziewałem się takiej Twojej reakcji. Ja blog Macaroni Tomato lubię, jestem jego stałym czytelnikiem i cenią za podejście do tematu męskiej klasycznej elegancji. Jak każdy ma swoje słabości i ma czasem skłonność do autorytarnych porad, ale zazwyczaj mają one solidne podstawy. Jako społeczeństwo, potrzebujemy arbitrów elegancji, którzy powiedzą jak mamy się ubrać. To przecież MT stworzył fantastyczne forum bespoke.pl o męskiej klasycznej elegancji, którego jestem moderatorem. Z perspektywy społecznościowej i dyskusyjnej jest to chyba jego ważniejsze osiągnięcie niż sam blog. Zobaczymy jak historia to oceni. Kończąc temat blogowania. Ty także należysz do naszego grona. Co takiego Ciebie zainspirowało do pisania w sieci?
Prawdziwa cnota krytyki się nie boi. Szanuje osiągnięcia Macaroni Tomato, a mam po prostu nieco inne poglądy w kwestiach ogólnych. Jeśli Ty jako moderator, a zatem wyznawca również zauważasz pewną pryncypialność, to trudno, aby umknęła mi ona jako outsiderowi. Ale to nie ma znaczenia, tak czy inaczej czytam i będę czytał to co pisze. A moje pisanie? Eksperyment na 40. urodziny. Otrzymując prezent z tej okazji, pozwoliłem sobie na małe podsumowanie dotychczasowych doświadczeń i wyraziłem przypuszczenie, że gdyby istniał dowód, że miałem takie a nie inne przesłanki do różnych działań, byłyby one interpretowane inaczej. Wtedy właśnie zaproponowano mi pisanie rodzaju publicznego diariusza. Polubiłem to zajęcie. Jest dzisiaj tak mało okazji, aby zebrać myśli w jakiś przemyślany sposób i to jeszcze wiedząc, że będą przeczytane i poddane ocenie. Mój blog o modzie traktuje przy okazji, ponieważ nie czuję się tu szczególnym autorytetem. Piszę o niej w związku z innymi tematami, gdzie poruszam się nieco sprawniej. Sprawniej, co nie oznacza, że w czymkolwiek aspiruję do roli mentora.
W następnej części wywiadu Rafał Bauer opowie o polskim rynku odzieżowym, Rage Age, Wólczance/Vistuli oraz szyciu na miarę.