W pierwszych dekadach powojennych uważano go za najprzystojniejszego z polskich aktorów. A kiedy kinomanki szalały już za młodszymi (Danielem Olbrychskim, Bogusławem Lindą), stał się uosobieniem zalet dojrzałego mężczyzny. Dbałość o wygląd w jego rozumieniu była ściśle związana z obyciem, dobrymi manierami i poziomem intelektualnym. (Autor: Łukasz Łoziński)
Kiedy Roman Zaczkiewicz poprosił, abym przygotował tekst o jednej z polskich ikon stylu, przyszli mi na myśl Zbigniew Cybulski i Leopold Tyrmand. Pierwszy znowu stał się modny parę lat temu – moi koledzy noszą jego podobizny na t-shirtach, a przy piwie powtarzają dialogi z Do widzenia, do jutra. Drugi był na tym blogu wielokrotnie przywoływany jako arbiter dobrego smaku. Pewnie do obu jeszcze wrócę, ale tym razem chciałem napisać o Łapickim, który ostatnimi czasy pojawiał się niemal wyłącznie w prasie brukowej, jako starzec ożeniony z młódką.
Pomińmy wieści z „Pudelka” i przenieśmy się w czasie. Łapicki przyszedł na świat w 1924 roku w Rydze, ale po kilku miesiącach jego rodzina przeprowadziła się do Warszawy. Jeszcze przed wojną interesował się modą. W felietonie pisanym dla „Rzeczpospolitej” z zaskakującą dokładnością wymienia słynne sklepy warszawskie: Boguchwała Myszkorowskiego, który oferował damom krótkie kolekcje, Mojżesza Zygielmana, producenta futer, wreszcie czapników – Młodkowskiego (plac Trzech Krzyży) i Dziewczepolskiego (plac Zamkowy).
Ale odpowiedni strój to było wówczas znacznie za mało. Jak opowiadał Łapicki w innym felietonie, kto z młodych kawalerów chciał zatańczyć z jakąś panną, musiał prosić o pozwolenie jej matkę. Ta najpierw dokonywała oględzin: „czy czysty, czy wyprasowany, czy ładnie się kłania”. Dopiero później można było się pochwalić osobowością – na przykład przed piękną i smukłą córką wojewody warszawskiego Włodzimierza Jaroszewicza.
Oczywiście nieco inne normy obyczajowe obowiązywały chłopców z niższych sfer. Łapicki był synem profesora praw i rosyjskiej arystokratki, absolwentem gimnazjum im. Stefana Batorego. To może tłumaczy, czemu sposobem bycia i stylem ubioru tak wyraźnie odstawał od norm Polski Ludowej. Jak sam wyznał dziennikarzom „Gazety Wyborczej”, miał urodę typowego amanta, który nie musi zabiegać o uwagę płci przeciwnej. Szlachetne rysy, klasycznie przystrzyżone włosy, zawsze idealnie przyczesane, słuszny wzrost.
Nie tyle grał świetnie wyglądających mężczyzn, co po prostu nimi był – sam z siebie, nie za sprawą starań charakteryzatorów i kostiumografów. W wywiadzie-rzece Po pierwsze zachować dystans opowiada, jak w latach 50. w teatrze grał agenta FBI: „Występowałem we własnym ubraniu, bo miałem lepsze niż to, które by mi uszyli”.
Skąd Łapicki brał te rzeczy? We wczesnym okresie Polski Ludowej wiele osób miało jeszcze dobre gatunkowo rzeczy z lat 30., te zaś dzięki dbałości właścicieli okazywały się zaskakująco trwałe. Poza tym ludzie, którzy podczas wojny albo tuż przed nią znaleźli się na emigracji, po roku 1945 przywozili do kraju ubrania z Zachodu. Były też inne źródła, jak paczki z USA czy po prostu przemyt. Na licznych placach i skwerkach Warszawy kwitł więc handel odzieżą z drugiej ręki (tak zwane ciuchy). Zjawisko znane z wielu filmów o niemieckiej okupacji trwało też po wojnie. I to często w tych samych miejscach.Łapicki wielokrotnie wspominał Bazar Różyckiego – ten sam, na którym w Akcji pod Arsenałem „Alek” kupuje skórzaną kurtkę. W latach 50. dało się tam zdobyć dobrej jakości amerykańskie marynarki czy wzorzyste skarpetki. Oprócz Łapickiego stałym bywalcem „Różyca” był Tyrmand, który zresztą wspomina bazar w powieści Zły.
Nie wolno też zapominać o dobrych krawcach, którzy w Polsce byli, tylko brakowało im odpowiednich materiałów. Z podróży na Zachód, jak tłumaczył Łapicki, przywoziło się więc ładne tkaniny wełniane, żeby szyć ubrania pierwszego gatunku stosunkowo niewielkim kosztem.
Na przełomie lat 40. i 50. Łapicki często nosił z lekkim zapasem skrojone dwurzędówki w pepitę albo z niezbyt grubej tkaniny fil à fil. Do tego, zgodnie z ówczesną modą, koszula z miękkim kołnierzem o wydłużonych rogach. Później przyszedł czas na jednorzędówki o oszczędniejszym kroju, takim, który większość z nas odbiera chyba jako klasyczny. Detale – tkanina o niespotykanym deseniu, pojedynczy guzik przy rękawie – świadczą o tym, że jego marynarki nie mogły być wytworem Centrali Odzieżowej. Od tej pory Łapicki nosił niemal wyłącznie standardowy kołnierzyk kent, do którego szyte na miarę marynarki świetnie przylegały.
W latach 50. i 60., poza rolami chłodnych amantów, często grywał żołnierzy (raczej oficerów niż szeregowych), śledczych i szpiegów. Rzeczywiście nie bardzo go było trzeba w tym celu charakteryzować. Według słynnej anegdoty, gdy w 1953 do Warszawy przyjechał zespół jednego z teatrów moskiewskich, na bankiecie do Łapickiego podszedł młody aktor rosyjski. Przystojny, wysoki. Od razu ze współczuciem zapytał: ty toże szpionow igrajesz?
Żeby do końca wykorzystać naturalne predyspozycje, Łapicki nierzadko łączył role kochanka i oficera, jak w filmie Lekarstwo na miłość (1964), gdzie grał uwodzicielskiego kapitana MO. Dzięki temu, że bohater prowadził śledztwo w cywilnych ubraniach, można było wyeksponować zestaw lansowany wówczas przez gwiazdy kina francuskiego – czarne spodnie, szara marynarka. Co ciekawe, duet z Kaliną Jędrusik z Lekarstwa na miłość, raczej błahy, długo pozostał najbardziej rozpoznawalną rolą Łapickiego, mimo późniejszych sukcesów.
Ja bardziej cenię filmy, w których występuje razem z Beatą Tyszkiewicz. Zabawny kontrast między spokojnym dżentelmenem a frywolną, tryskającą energią Jędrusik wydaje się zbyt oczywisty. Tyszkiewicz była w tamtych latach równie posągowa jak Łapicki i potrafiła stworzyć kreacje kobiet dorównujących mu intelektem i wewnętrzną siłą. Chyba najciekawszy ich wspólny występ to film Naprawdę wczoraj (1964) – na podstawie scenariusza Tyrmanda. Pełna dwuznaczności relacja między dwojgiem warszawiaków, którzy na trzy dni przyjechali nad morze, rozgrywana jest za pomocą spojrzeń i gestów. Istotny udział w tej opowieści biorą też ubiory i dodatki. Choćby wtedy, gdy Łapicki rycersko, a zarazem nonszalancko wyrywa partnerce z ręki wielką skórzaną torbę. I wtedy, gdy Tyszkiewicz na prośbę partnera zanurza rękę w jego trenczu, aby wyjąć papierosy.
W latach 60. wizerunek Łapickiego stał się bardziej szorstki, zgodnie z upodobaniami ówczesnej awangardy. Grube tkaniny w kraty czy mikrowzory, jasne swetry noszone pod marynarkę, chropawe krawaty z grenadyny i knity. Zazwyczaj stawiał na niskie kontrasty, jeśli nie liczyć koszul – niemal zawsze wybierał białe. Czasem łączył klasyczny sweter z ciemnym polo i skórzaną kurtko-marynarką. To chyba wpływ Cybulskiego, zresztą krótkotrwały.
Później Łapicki trzymał się już nieformalnych garniturów i zestawów koordynowanych. Z czasem bazę jednolitych tkanin łączył ze śmielszymi wzorami dodatków. Poszetki nosił rzadko, za to niemal zawsze występował pod krawatem. W ostatnich latach jego styl się zmienił, ale o tym wiele już pisały brukowce.
Zdarzały się Łapickiemu wpadki, jak śledzik noszony do marynarki o bardzo szerokich klapach. Nie zachwycał też brawurowym łączeniem wzorów i barw. Był po prostu dobrze, ze smakiem ubrany. Czy to wystarczy, aby być ikoną elegancji? To zależy od przyjętych definicji. Gust Łapickiego przejawiał się nie tylko w klasycznym ubiorze, ale też w dbałości o dykcję i klarowne prowadzenie wywodu, co było widoczne zwłaszcza w występach telewizyjnych, bardziej spontanicznych.
Ja odbieram jako elegancki również jego styl grania – bez przesady, z dystansem, oparty na niuansach głosu i gestu, a nie na przerysowanych minach i krzykach. Dzięki temu, gdy czasem rezygnował z wizerunku amanta, choćby w Salcie (1965), gdzie był nieogolonym pijaczyną, robiło to duże wrażenie. Kto chce się lepiej przyjrzeć kreacjom Łapickiego i samodzielnie je ocenić, niech przejrzy galerię fotosów na stronie culture.pl.
Na zakończenie odsyłam do trochę zapomnianego już filmu Zazdrość i medycyna (1973). Studio Filmowe TOR udostępniło go na platformie YouTube, więc można do niego dotrzeć za pomocą jednego kliknięcia. Akcja toczy się w dwudziestoleciu międzywojennym w Krynicy. Nie jest to film doskonały, ale dobrze zagrany i ciekawy estetycznie, zwłaszcza dla czytelników bloga, którzy będą potrafili docenić piękne dwurzędówki noszone przez Łapickiego.
Korzystałem z książek Nic się nie stało! i Po pierwsze zachować dystans.
W pierwszej części serii „Polskie ikony stylu” pojawił się Bohdan Tomaszewski. https://www.szarmant.pl/bohdan-tomaszewski