Miniony tydzień na londyńskiej ulicy Savile Row był prawdziwą gratką dla elegantów. Wool Week to specjalne pokazy, promocyjne ceny, premiery najświeższych produktów i w ogóle celebracja wełny oraz angielskiego krawiectwa. (Autor: Roman Zaczkiewicz)
Savile Row – mekka brytyjskiej elegancji. Może w ogóle najsłynniejsza ulica światowej mody. Choć jest położona w ścisłym centrum Londynu, w dzielnicy Westminster, wygląda niepozornie. Ale to na tej jednokierunkowej uliczce mieszczą się zakłady krawieckie szyjące dla najlepiej odzianych mężczyzn świata. Cary Grant, Gary Cooper, Sean Connery, Winston Churchill, Ian Fleming, książę Windsoru Edward, książę Walii Karol – wszyscy ubierali się w takich firmach jak Henry Poole & Co, Huntsman, Gieves & Hawkes, Anderson & Sheppard czy Kilgour.
W minionym tygodniu Savile Row została zamknięta dla ruchu samochodowego. Na jej środku rozwinięto… 80 metrów soczyście zielonej trawy. Pomiędzy sztachetami drewnianego płotu pasło się 60 owiec z ras niezwykle cenionych ze względu na wełnę – exmoor horn i bowmont merino.
Był to z pewnością dobry chwyt marketingowy – nie od dziś wiadomo, że zwierzęta potrafią świetnie pomóc w sprzedaży, a surrealny pomysł utworzenia pastwiska w środku miasta dodał wydarzeniu sporo rozgłosu. Pewnie niejedno dziecko wyciągnęło rodziców na spacer, a ci przy okazji odwiedzili pobliskie sklepy i krawców.
Impreza odbywa się z inicjatywy the Campaign for Wool, prężnej organizacji działającej zaledwie od 2010 roku. Jest to zrzeszenie hodowców, wytwórców przędzy, właścicieli szwalni, rzemieślników i handlowców. Działalność the Campaign for Wool skupia się na promocji wełny i wspieraniu firm bazujących na tym materiale.
Patronem Wool Week jest książę Karol. Brytyjski następca tronu od dekad stara się o rozwój tradycyjnej gospodarki wiejskiej na Wyspach, wspiera też tego typu działania w innych krajach. Na dobre zaczęło się to chyba w 1986 roku, kiedy książę Walii przestawił swoją farmę w Gloucestershire na produkcję żywności ekologicznej. Przy okazji zachęcał w mediach, aby ludzie Zachodu nauczyli się cenić zdrową, tradycyjną żywność, co w tamtym czasie wcale nie było oczywistością. Dzisiaj książę Karol angażuje się w działania promujące slow fashion. A wełna jest kwintesencją takiego podejścia do mody.
Podczas Wool Week na Savile Row, ale też między innymi na sąsiednich Oxford Street, Piccadilly czy Regent Street można było skorzystać z promocyjnych cen na ekskluzywne dodatki wełniane (zawsze dobry prezent!) i zobaczyć najświeższe kolekcje odzieży ready-to-wear. Firmy prześcigały się w interesującym aranżowaniu swoich sklepów. Oczywiście dla miłośników klasycznej elegancji najbardziej interesujące były prezentacje garniturów i płaszczy uszytych przez krawców z Savile Row.
Kilkudziesięciu świetnie ubranych modeli dumnie przechadzało się po Savile Row, prezentując produkty wykonane między innymi z tkanin od Harrisons of Edinburgh, W.Bill, Dugdale Bros czy Hardy-Minnis. Te same firmy dostarczają materiały także do sklepu Szarmant oraz do najlepszych polskich pracowni krawieckich.
Na Wool Week zwracało uwagę kilka ciekawych zestawów nieformalnych – z koszulą jeansową czy golfem – niestety parę innych to moim zdaniem nietrafione propozycje. Widać było chęć przełamania schematu, zgodnie z którym jesienią należy się nosić na ciemno. W rezultacie zaprezentowano sporo garniturów jasnoszarych, brązy także występowały w jasnych odcieniach, pojawiła się nawet śmietankowa bosmanka czy waniliowa krata na tkaninie garniturowej. W modzie są też dość wyraziste fiolety (kolor szkockich wrzosowisk) czy mocniejsze odcienie niebieskiego.
Wśród tych i innych innowacji nie zabrakło miejsca na to, co stanowi kwintesencję stylu Savile Row – klasyczne kroje i kolory. Stonowane szarości i granaty, trzyczęściowe garnitury, marynarki z szerokimi klapami i sięgające do początku uda. Dzisiaj wiele marynarek kończy się gdzieś na wysokości biodra i nie zakrywa siedzenia. Ale według klasycznego wzorca dolna linia marynarki powinna dzielić sylwetkę na pół. To odróżnia męską marynarkę o damskiego żakietu. Mężczyzna w marynarce o klasycznej długości wygląda dużo poważniej, bardziej zdecydowanie. Dlatego to ten sprawdzony krój lepiej się nadaje do pracy i na wszystkie okazje formalne.
Dzisiaj Savile Row kwitnie i z tej perspektywy trudno uwierzyć, że w latach 80. i 90. część krawców z tej ulicy z trudem utrzymywała się na rynku, a szereg zakładów zamknięto. Było to wynikiem wzrostu zainteresowania szybką modą (fast fashion). Wielkie marki starały się co najmniej cztery razy w roku zaskakiwać klientów kolejnymi fasonami. Sam pomysł projektanta (byle nowy, niekoniecznie dobry) zaczął się liczyć bardziej niż odpowiednie dopasowanie ubioru, klasowy materiał i staranne wykończenie. W przekonaniu wielu osób rzecz od Giorgio Armaniego czy Ralpha Laurena wiązała się z większym prestiżem niż choćby najlepszej klasy garnitur miarowy.
Na szczęście dzisiaj krawiectwo miarowe się odradza. Odzież ready-to-wear jest potrzebna, ale nie powinno się jej stawiać na piedestale. Poza tym nasze przyzwyczajenie do szybkiej mody skłania wielkie firmy do nieodpowiedzialnych zachowań. Żeby udało się co chwilę sprzedać coś nowego, musi to być tanie, więc za wszelką cenę obniżane są koszty produkcji. To problem dobrze znany. Poza tym z punktu widzenia wielkich firm nie ma sensu wykonywać rzeczy trwałych o klasycznych krojach, bo przecież w przyszłym sezonie też trzeba sprzedawać płaszcze i garnitury. No a wełna? Wykonane z niej ubrania z powodzeniem przetrwają lata. Zwłaszcza, jeśli mamy do nich sentyment, bo zostały uszyte specjalnie dla nas.