Kwintesencja stylu w garniturze w prążek.
Oscar de la Renta był jednym z najlepiej ubranych mężczyzn ostatnich dekad. Jego styl to klasyczna elegancja w pełnej krasie. De la Renta udowadniał, jak wiele można zyskać, ubierając się u krawca przez całe swoje życie.
Przyznam, że nazwisko de la Renta aż do dzisiejszego poranka niewiele mi mówiło. Przeglądając facebooka, natrafiłem na link do nekrologu z New York Timesa. Wszedłem i oniemiałem. Już na pierwszy rzut oka widać, że pan de la Renta był jednym z najlepiej ubranych mężczyzn ostatnich dekad. O dziwo znawcy klasycznej elegancji rzadko o nim wspominają. Próżno szukać komentarzy na temat stylu de la Renty u Alana Flussera czy Bernharda Roetzela. To samo dotyczy internetowych for i blogów traktujących o męskiej elegancji. Wielka szkoda, bo, choć de la Renta projektował głównie dla kobiet, ubierał się w sposób, który zwolennikom klasycznej mody męskiej na pewno przypadłby do gustu.
Jego styl to tradycyjna elegancja, która w takim wydaniu jest najprzyjemniejsza dla oka. Nie użyłbym słowa „ponadczasowa”, bo przecież strój nie istnieje poza swoją epoką. Dziś jesteśmy przyzwyczajeni do udziwnionych kreacji od projektantów mody czy też, z drugiej strony, do ubrań cokolwiek wulgarnych, jak nawiązujące do stylu amerykańskich gangów młodzieżowych spodnie z krokiem w kolanach. Jeśli już ktoś zakłada garnitur, to najczęściej wiele do życzenia pozostawia krój, tkanina czy jakiś efekciarski dodatek. W jaki sposób de la Renta uchował się w tym świecie? Na pewno wiele powie jego data urodzenia – 1932 rok. Dorastał w czasach, kiedy garnitur był ubraniem codziennym dla większości mężczyzn.
Wywiad dla Vanity Fair
Rąbek tajemnicy na temat swojego stylu de la Renta uchyla w wywiadzie udzielonym kilka lat temu magazynowi Vanity Fair.
„Muszę powiedzieć, że ubieram się w ten sposób, od kiedy byłem nastolatkiem. W wieku osiemnastu lat przybyłem do Hiszpanii, gdzie mogłem mieć garnitur uszyty na miarę za osiem dolarów amerykańskich”.
„To było na początku lat pięćdziesiątych, kiedy przybyłem do Madrytu z Dominikany. Powiedziano mi, że jeśli chcę zaistnieć w tym mieście, muszę nauczyć się elegancko ubierać”. To wtedy, podczas przymiarek u hiszpańskich krawców, po raz pierwszy zasmakował dobrego kroju i najlepszych tkanin. Potem wprowadził te zasady do damskiej mody couture.
„Czy wiesz, że zawsze noszę krawat?” – niespodziewanie dodał de la Renta. „Mam taki kompleks – boję się, że bez krawata, mając na sobie kolorową koszulę, zostanę wzięty za członka latynoskiej grupy muzycznej i skierowany do tylnego wejścia”.
Być może żartował z tymi muzykami, ale prawdą jest, że de la Renta niemal zawsze nosił do garnituru krawat. Z rzadka rezygnował z niego w zestawie koordynowanym. Był świadom silnego przekazu, jaki tworzy krawat, zawiązany starannie, ale z odrobiną fantazji. De la Renta należał od ostatniego już chyba pokolenia mężczyzn, które traktowało krawat jako ozdobę, a nie przykrą konieczność. Zamiast wyczekiwać, kiedy go będzie można zdjąć, szukał okazji, żeby go założyć.
Styl Oscara de la Renty w szczegółach
Jego styl cechują przede wszystkim harmonia i konsekwencja. De la Renta uwielbiał garnitury w prążek z wełny czesankowej i zgrzeblonej flaneli. Jak się wydaje, jego ulubionym materiałem była właśnie matowa flanela z wyrazistym prążkiem. Wyczucie stylu, jakie de la Renta niewątpliwie posiadał, wydobywało całe piękno tego deseniu. Dziś prążkowane garnitury spotyka się coraz rzadziej i są raczej niechętnie kupowane przez młodych mężczyzn. Szkoda, bo prążek wyciąga sylwetkę w górę, nadaje jej większej dostojności oraz wytwarza aurę władzy wokół noszącego. Główna trudność polega chyba na tym, by deseń i dodatki nie tworzyły przesadnie gangsterskiego efektu. Wróćmy jednak do de la Renty.
Jego ulubiony fason to garnitur jednorzędowy, zapinany na dwa guziki, z otwartymi klapami (tzw. rzymska piątka). Dwurzędowe ubrania zakładał rzadziej, ale bynajmniej ich nie unikał. Jak przystało na prawdziwego eleganta, w swojej garderobie miał także jednorzędówki z ostrymi klapami.
W doborze koszul był wyjątkowo konserwatywny. Przeważnie decydował się na kolor niebieski lub biały, niemal zawsze z klasycznym kołnierzykiem, typu kent. Takie koszule stanowią dobrą ramę dla pozostałych części garderoby. Błękitną gładką lub w drobny mikrowzór można nosić w zasadzie do wszystkiego. Im bardziej krzykliwa, tym trudniejsza w zestawieniu z innymi elementami stroju.
De la Renta wybierał krawaty gładkie albo częściej w pepitkę czy drobną krateczkę. Wykonane z jedwabiu lub wełny, w różnej kolorystyce. Zdarzały się nawet różowe i żółte. Układał je zawsze z łezką. Czasem stosował symetryczny węzeł (na moje oko to pół-windsor), czasem charakterystyczny four-in-hand.
Najbardziej folgował sobie w doborze poszetek. Były fantazyjne i kolorowe, zawadiacko włożone do brustaszy. De la Renta nie ograniczał się do bezpiecznego ułożenia poszetki tak, aby wystawał jedynie skrawek – zawsze demonstrował je w pełnej okazałości.
W przypadku butów był także bardzo konsekwentny. Nosił czarne lub brązowe. Głównie wiedenki albo buty wsuwane z frędzlem. Do smokingu zakładał nawet półbuty z kokardką, czyli czółenka. Ogromne wyrazy szacunku ode mnie!
Cztery wzory
De la Renta był mistrzem w łączeniu czterech wzorów. Są to Himalaje dla każdego adepta sztuki eleganckiego ubrania. Kto potrafi stworzyć taki zestaw i nie wywołać wrażenia nadmiaru, ten może się uważać za artystę. Spójrzmy – de la Renta ma na sobie szary garnitur w kratę księcia Walii z niebieskim overcheckiem, białą koszulę z wąsko rozstawionymi paskami w kolorze niebieskim, krawat w drobną czarno-białą pepitkę oraz fantazyjną poszetkę – czerwono-niebieską w duży wzór paisley. Zestawiając niektóre elementy dwójkami, osiągniemy efekt kakofonii, ale całość tworzy fenomenalny zestaw, wzmocniony spójną kolorystyką poszczególnych części. Niebieska koszula współgra z niebieską kratką. Czarno-biała pepitka z biało-niebieską koszulą o podobnej skali wzoru. Zdecydowanie większy niebiesko-czerwony paisley na poszetce pasuje do kratki na garniturze i paska na koszuli. Zachęcam wszystkich do przeanalizowania pozostałych zdjęć umieszczonych w tym wpisie pod tym właśnie kątem. Jest to doskonałe ćwiczenie w budowaniu własnego stylu.
Formalnie i sportowo
De la Rencie nie były obce zasady formalnego ubioru. Na wieczorne gale zawsze zakładał smoking – nie zobaczymy go na czerwonym dywanie w byle garniturze. Zwrócicie uwagę, jak idealnie wiązał muchę. Miał kilka smokingów, zarówno jednorzędowych, jak i dwurzędowych, w kolorze czarnym oraz ciemnogranatowym (midnight blue). W stroju wieczorowym preferował bardziej formalne klapy ostre.
Na okazje nieformalne de la Renta zakładał marynarki w kratkę w kolorze brązowym i beżowym. Były to desenie gunclub, znane ze szkockich tweedów. Zestaw uzupełniał krawat z drukowanego jedwabiu lub dziergany typu knit. Ten ostatni to król wśród krawatów na nieformalne okazje. Oczywiście nawet w zestawie koordynowanym nigdy nie zabrakło poszetki.
Szycie na miarę
Do końca swoich dni de la Renta nosił ubrania szyte na miarę przez najlepszych krawców. Jego garnitury mają idealne proporcje, balans jest we właściwym miejscu. Nie są przesadnie dopasowanie. Nie są zbyt obszerne. W nogawce spodni widać jedno załamanie. Nogawki nie sięgają do obcasa. Jedyne zaskoczenie to niewystający mankiet koszuli. Musiał to być świadomy wybór de la Renty. Trudno mi powiedzieć, z czego mógł wynikać. Zagadka dziś już chyba nie do rozwiązania.
O ubraniu de la Renty trudno powiedzieć, że jest modne. On po prostu miał swój styl. „Moda to ubieranie się w zgodzie z tym, co dzisiaj jest modne. Jednak to styl mówi więcej o człowieku – pokazuje, kim naprawdę jesteś” – mówił we wrześniu 2009 roku w wywiadzie dla Vanity Fair.
De la Renta jest dowodem na to, że, ubierając się u krawca przez całe swoje życie, mężczyzna może wyglądać zawsze dobrze. Nie tylko, kiedy jest młody, ale też wtedy, gdy czas pozostawia znaki na jego ciele – twarz pokrywają zmarszczki, a postawa staje się coraz bardziej przygarbiona. Szkoda, że de la Renty już nie ma wśród nas. Szkoda, że tak późno go odkryłem. Dla mnie to jeden z najlepiej ubranych mężczyzn ostatnich dekad. Bije na głowę włoskich bażantów z Pitti Uomo. Na szczęście pozostały liczne zdjęcia, z których warto się uczyć. Zachęcam wszystkich do poszukiwania inspiracji w zestawach noszonych przez de la Rentę – jego wyczucie było bezbłędne.