Ubiór wojskowy II Rzeczypospolitej zajmuje szczególne miejsce w naszej kulturze. Warto się mu przyjrzeć z bliska. (Autor: Łukasz Łoziński)
Niedawno pisałem o mundurach polskich jednostek z okresu Wielkiej Wojny i początków II Rzeczypospolitej. Wstępny porządek zaprowadzony w kwestii uniformów tuż po uzyskaniu niepodległości ulegał w kolejnych latach wielu modyfikacjom. Międzywojnie to zatem burzliwy okres w dziejach munduru.
Spróbujmy uporządkować wiedzę na ten temat. To historia stale obecna – w rodzinnych albumach, mnóstwie filmów fabularnych, wreszcie we współczesnych uniformach. Dzisiejsze mundury galowe, wyjściowe i służbowe wzorowano bowiem na tych z lat 30. Bardzo mi brakowało artykułu, który by w miarę dokładnie tłumaczył, jak wyglądali polscy żołnierze, kiedy wojsko II Rzeczypospolitej już okrzepło. Postaram się wypełnić tę lukę.
Od roku 1930 pracowała trzecia już Komisja Ubiorcza przy Ministerstwie Spraw Wojskowych. Jej zadaniem było przeprowadzenie gruntownej reformy umundurowania.
Pierwsza Komisja (w której pracował między innymi Wojciech Kossak), powołana w grudniu 1918 roku, już po kilku miesiącach mogła się pochwalić widocznymi rezultatami. Ale produkowane wówczas uniformy były nietrwałe, miały niewygodne kołnierze-stójki, w ogóle krępowały ruchy, a nadmiar metalowych elementów utrudniał maskowanie. Żołnierze często narzekali.
Niestety członkowie drugiej Komisji, pracującej w latach 20., byli chyba głusi na te skargi. Jak się wydaje, przedkładali paradny wygląd ubioru nad jego funkcjonalność. Ich dziełem był na przykład piękny płaszcz oficerski, dwurzędowy, z wysoką stójką, tak mocno taliowany, że trudny w codziennym użytkowaniu.
Zadaniem trzeciej Komisji było przeprowadzenie zmian raz a dobrze, stąd przedłużający się czas jej działania. Po długich debatach i wielu testach polowych (przecież uniform musi się sprawdzić w trudnych warunkach) w latach 1935-1937 wprowadzono reformę w życie.
Główne zmiany
Najistotniejsze modyfikacje dotyczyły kurtki mundurowej. Wprawdzie oficerowie już wcześniej otrzymali wzór bardzo zbliżony do brytyjskiego kroju service dress (więcej na ten temat tutaj), ale niżsi rangą nosili prostszy fason, z dwoma kieszeniami. Od 1936 roku w większości armii obowiązywała w zasadzie identyczna kurtka dla wszystkich, bez względu na stopień.
Cztery praktyczne kieszenie, siedem dużych guzików, dwa rozcięcia z tyłu, skórzany pasek na wysokości talii. Kołnierz został obniżony, ale wciąż miał charakterystyczny dla polskiego uniformu kształt. Zdobiły go oczywiście srebrne wężyki. Barwa patki kołnierza wskazywała na przynależność do typu wojsk i konkretnego oddziału. Kurtka letnia wyglądała odtąd identycznie jak zimowa, tyle że wykonywano ją nie z sukna mundurowego, a z lnu. Przedtem szeregowi w ciepłych miesiącach nosili bluzy wciągane przez głowę, przypominające rosyjskie.
Ustalenie jednakowego kroju kurtki było ułatwieniem logistycznym. Szyło się jeden, powszechnie znany wzór. Mundur galowy, kiedy się lekko zużył, mógł służyć jako służbowy, oczywiście po usunięciu ozdób i wymianie oznak na odpowiednie.
Również w 1936 roku wprowadzono wygodny płaszcz jednorzędowy z kontrafałdą. Wyglądał przyzwoicie i sprawdzał się w polu. Ważną modernizację przeprowadzono też w roku 1937 – odtąd piechota wymienia bryczesy polowe na długie spodnie o prostym, luźnym kroju, spięte nad trzewikami. To dużo praktyczniejsze rozwiązanie. Oficerowie nadal jednak nosili bryczesy do wysokich butów. Oczywiście w sytuacjach oficjalnych zakładali też długie spodnie zwężane ku dołowi. Na marginesie warto dodać, że w roku 1933, obok hełmów typu Adrian, nie osłaniających boków głowy, zaczęto stosować hełm polski wzór 1931. Nieco przypominał niemiecki Stahlhelm (który nota bene także znajdował się na wyposażeniu wojsk II Rzeczypospolitej). Poza polem bitwy używano sztywnej rogatywki oraz okrągłej czapki garnizonowej.
Górale
Wśród wojsk lądowych wcale nie kawalerzyści – wbrew obiegowej opinii – najbardziej się wyróżniali. Od czasu reformy ich ubiór (o ile nie jechali konno z lancami) można było rozpoznać głównie po detalach. Również artylerzyści, saperzy czy inżynierowie nie rzucali się w oczy. Nie można było za to nie zauważyć żołnierzy 21. i 22. Dywizji Piechoty Górskiej, czyli strzelców podhalańskich.
Zakładali wywodzący się z tradycji regionalnej kłobuk – filcowy kapelusz, do którego z dumą przypinali pióro orle lub jastrzębie. Według przepisów z 1936 roku podhalańczycy mogli nosić specjalne peleryny sukienne. Co ciekawe, podobne przysługiwały oficerom, miały chronić mundur szarży przed przemoczeniem. Górale otrzymali jednak krój o 20 centymetrów krótszy, żeby poły nie przeszkadzały w wędrówce, a także z pionowymi wycięciami na ręce, co zapewniało swobodę w walce.
Słynną oznaką podhalańczyków była swastyka. Ten prastary talizman według górali symbolizował ogień i przeganiał złe duchy. Z oczywistych względów dzisiejsi strzelcy podhalańscy nie mogą używać swastyki. Na ich oznakach widnieje szarotka.
Warto wspomnieć o 49. Huculskim Pułku Strzelców. To również jednostka górali, tyle że z Kresów południowo-wschodnich. Umundurowani byli podobnie do podhalańczyków. Wyróżniał ich kapelusz z rondem lekko skierowanym ku górze. To oczywiście nawiązanie do huculskiej tradycji ludowej.
Wojska pancerne i zmechanizowane
Okryciem wierzchnim wyróżniały się również wojska pancerne oraz zmechanizowane, którym przysługiwały kurtki skórzane koloru czarnego. Zasadniczo były to dwurzędówki sięgające 5 centymetrów nad kolano, ale na przykład oficerowie otrzymali też długie płaszcze przeciwdeszczowe. Załogi czołgów (często się zapomina, że w kampanii wrześniowej mieliśmy takich maszyn około tysiąca) nosiły czarne hełmofony skórzane, zapewniające łączność. Wojska pancerne i zmechanizowane dysponowały też „ubiorem specjalnym”, czyli luźnym kombinezonem z drelichu.
Lotnictwo
W roku 1936 siły powietrzne (przedtem noszące mundur ogólnowojskowy) doczekały się własnego uniformu. Był to ubiór barwy niebieskoszarej, z czarnymi elementami. Kurtka dla podoficerów i wyższych rangą miała kołnierz – uwaga! – wykładany, jak w cywilnej marynarce, nosiło się ją do białej koszuli z klasycznym kołnierzykiem i czarnego krawata. Personel latający miał na wyposażeniu także skórzane kurtki, takież kombinezony i czapki.
No a marynarka wojenna?
Reformę umundurowania floty przeprowadzono wcześniej. Jak ostatnio wspominałem, marynarze początkowo byli ubrani niemal identycznie jak reszta armii. Dopiero w 1920 roku zaprojektowano dla nich osobne uniformy, odpowiednie do pracy na statku – granatowe, z prostą bluzą i szerokimi spodniami, wzorowane na brytyjskich. Do tego biała czapka bez daszka. Podoficerowie i wyżsi rangą nosili dwurzędowe marynarki z szerokim kołnierzem wykładanym do białej koszuli i czarnego krawata. Na specjalne okazje zakładali dwurzędowy surdut z obszernym (marynarskim!) kołnierzem. Wyglądali dość imponująco, ale…
Zdumiewające, że początkowo oficerowie floty nie mieli typowego munduru galowego. Ci, którzy uchodzą za najbardziej eleganckich żołnierzy (granatowa dwurzędówka ze złotymi ozdobami zawsze będzie górować nad zielenią), długo wstydzili się przed kolegami z piechoty czy kawalerii, że na uroczyste okazje muszą zakładać zwykły mundur garnizonowy. Błąd ten naprawiono w 1928 roku. Wysokich oficerów wyróżniały w mundurze galowym i służbowym złote epolety oraz zdobienia na rękawach surduta oraz biała koszula z kołnierzem jak do fraka! Kropkę nad i stawia wąska muszka koloru czarnego. W opracowaniach można znaleźć nazwę krawatka, nie jestem pewien, czy do końca trafną. W każdym razie admirał Józef Unrug w oficerskim kapeluszu marynarskim (bikornie) robi kolosalne wrażenie.
Efekt
W rezultacie reform przeprowadzonych w latach 30. polski mundur wojskowy został w znacznej mierze zunifikowany. Ubiór oficerów i szeregowych nie różnił się w zasadniczy sposób. Oczywiście wyżsi rangą mogli mieć materiał lepszej jakości (czasem nawet niezupełnie przepisowy), poza tym szyli nieraz u cenionych krawców. Niemniej krój kurtki był identyczny, co w trudnych warunkach bojowych pozwalało dość łatwo zamienić zniszczony mundur na inny, nie martwiąc się, czy nie spowoduje to nieporozumień. W razie potrzeby wystarczyło zmienić dystynkcje i oznaki. Poza tym taki sam fason obowiązywał do uniformu galowego, służbowego, garnizonowego, polowego. Dlatego galowy ubiór, gdy lekko się podniszczył, wykorzystywano do codziennej pracy albo w polu, po usunięciu zbędnych zdobień.
Ciekawym przypadkiem jest lotnictwo, które fasonem kurtek, przypominającym modę cywilną, wyróżniało się na tle ogółu armii. Niemal niezmieniony krój obowiązuje we współczesnych wojskach Rzeczypospolitej, także lądowych. A marynarka wojenna – tak wtedy, jak dzisiaj – podąża osobną drogą. Szczury lądowe (takie jak ja) mogą się od niej uczyć szyku.
Do najważniejszych rezultatów zmian z lat 30. należy też ograniczenie zdobień, oznak i kolorów. Nie wszystkim się to podobało; żołnierze protestowali przeciwko odbieraniu im pułkowej tradycji, zapisanej w detalach ubioru. Pstrokacizna nie sprawdza się jednak w warunkach totalnej wojny. W przededniu kampanii wrześniowej polska armia mogła się poszczycić uporządkowanym, nowoczesnym umundurowaniem. Nasze wojska lądowe, zgodnie z tradycją, wyróżniały się na tle innych nacji wężykiem na kołnierzu i rogatywką.
Artykuł jest częścią cyklu o mundurach. Przeczytaj też:
Od szkarłatu do beżu – mundur w XIX wieku
Mundur w XX wieku – I wojna światowa