Muhammad Ali to najbardziej niezwykła postać w historii boksu. Był nie tylko czempionem, ale też bezkompromisowym działaczem społecznym. A jego dbałość o wizerunek wyznaczyła nowe standardy wśród sportowców. (Autor: Łukasz Łoziński)
Sława Alego o całe dekady przetrwała jego bokserski upadek i zapewne tak już pozostanie. Wyniszczające porażki z przełomu lat 70. i 80. nie mogą przesłonić całego mnóstwa wcześniejszych sukcesów. Niezwykle trwały i pociągający okazał się też medialny wizerunek Muhammada Alego – zbudowany między innymi za pomocą modnych garniturów. Zarówno na wczesnym etapie kariery, jak i w ostatnich latach nie unikał krawata i muchy.
Nie można nazwać Alego arbitrem elegancji. Zdarzało mu się nosić rzeczy cokolwiek dziwne (te fatalne krawaty z lat 90.!) albo zwyczajnie niedopasowane. Czasem jednak, ubrany w miarowy garnitur, naprawdę wyglądał jak milion dolarów.
Sukces odniósł wcześnie. Jeszcze zanim Ali (wtedy noszący nazwisko Cassius Clay) rozpoczął profesjonalną karierę, zdobył złoty medal olimpijski wagi półciężkiej w 1960 roku. Pokonał wtedy Polaka, Zbigniewa Pietrzykowskiego. Prędko nadeszły kolejne triumfy – już jako 22-latek, w roku 1964, został mistrzem świata wagi ciężkiej, zwyciężając znacznie bardziej doświadczonego Sonny’ego Listona. Nie był to zwykły łut szczęścia, bo rok później, podczas rewanżu, Ali ponownie pokonał tego rywala. I to nokautem, w pierwszej rundzie.
Kiedy pojawiał się w prasie (a ta szybko oszalała na jego punkcie), przeważnie miał na sobie albo proste spodenki bokserskie, albo… garnitur z klasycznymi dodatkami. To przywiązanie do konserwatywnego ubioru zapewne wynikało po części z obyczajów panujących w młodości Alego. Na początku lat 60. garnitury wciąż jeszcze należały do ogólnie respektowanej normy. Nosili je nie tylko pracownicy biur, ale też rzemieślnicy, sklepikarze i chłopcy z zespołów rock’n’rollowych – dość wymienić Beatlesów. Ambitny Ali chciał dorównać tym ostatnim pod względem popularności i nosił się podobnie. Ale nie można tu mówić o naśladowaniu Beatlesów, raczej o podążaniu za ogólnoświatową modą.
Zgodnie z nią nosił marynarki na trzy guziki, dość wysoko zabudowane, z wąskimi klapami i raczej luźną talią. Zdjęcia z tamtego okresu są w większości czarno-białe, ale te nieliczne, które wykonano w kolorze, pozwalają stwierdzić, że Ali preferował garnitury szare i granatowe. Bez ekstrawagancji. Do tego dobierał najczęściej białą koszulę z obszerniejszym kołnierzykiem i wąski krawat w paski. Zgodnie z dominującym wśród młodych stylem, często nosił spodnie mocno zwężające się u dołu.
Ten typ ubioru sprawiał, że Ali nie wyróżniał się przesadnie na tle ludzi z establishmentu. Chciał przecież wejść na salony, być kimś więcej niż tylko „czarnuchem bijącym innego czarnucha”, jak ujął to biograf boksera David Remnick. Jedynie wąski krawat i wąskie nogawki były sygnałem podążania za stylem bardziej młodzieżowym. Wizerunek Alego nie zmienił się radykalnie nawet wtedy, gdy w modzie Zachodu dokonywała się wielka rewolucja. II połowa lat 60. to przecież moment, kiedy młodzi ludzie śmiało eksperymentowali z ubiorem, stawiając na bunt i awangardowe rozwiązania.
Muhammad Ali, który był ikoną walki o równość Afroamerykanów, a także symbolem protestu przeciw wojnie w Wietnamie (za odmowę służby w armii odebrano mu tytuł mistrzowski), pozostawał wierny garniturowi. Nie miał nic wspólnego ze stylem hippisów, którzy chcieliby go widzieć po swojej stronie. Czy było to zagranie taktyczne, wynikające z przekonania, że poprawny ubiór nie będzie odciągał uwagi od stanowczych poglądów boksera?
Konserwatyzm ubioru kontrastował z rewolucyjnym stylem, w jakim Muhammad Ali zwyciężał kolejnych przeciwników. Jego sposób walki nadał nową jakość boksowi. Wielu rywali było zniesmaczonych tańcami dookoła ringu, aktorskimi sztuczkami i werbalnymi prowokacjami Alego. Za to dziennikarze i zwykli kibice kupili ten styl od razu. I nie ma się czemu dziwić.
Kiedy oglądałem walki Alego (kilka lat temu wypełniały poranną ramówkę jednej z telewizji sportowych), nie mogłem oderwać oczu. Te mecze przeradzały się momentami w cyrkowe wygłupy. Ali ewidentne grał na nerwach przeciwnikom, wykonywał gesty w kierunku publiczności, popisywał się szybkością. Jego zabiegi taktyczne nie przestawały zaskakiwać, jak w chwilach, gdy z głębokiej defensywy (wręcz tchórzliwej, zdawałoby się) wychodził do błyskawicznych kontrataków. Dzisiaj każdy mecz bokserski przedstawia się w mediach jako fenomenalny spektakl, ale jest to przeważnie czcza gadanina w porównaniu z tym, co wyprawiał Ali.
Może wobec tego przeceniam znaczenie ubioru w przypadku zawodnika tak bardzo skoncentrowanego na wygrywaniu kolejnych walk? Sam przecież miał powiedzieć: „Nie jestem żadną ikoną stylu. Noszę zawsze to samo – ciemne garnitury. Nie wiem nawet, skąd je biorę”. Wolne żarty. Brał je na przykład z Savile Row, a przymiarki udokumentowano na kliszy fotograficznej. W 1966 roku reporter „Sterna” towarzyszył czempionowi podczas wizyty w zakładzie Harry’ego Helmana (ubierającym między innymi księcia Edynburga Filipa). Dla Alego, chłopaka ze społecznych nizin z Kentucky, było to zapewne pierwsze ubranie miarowe. „Zamówię sześć garniturów, w różnych kolorach. Jestem teraz gentlemanem i muszę wyglądać na gentlemana” – powiedział kilka dni wcześniej reporterowi „Life”, pytając go, gdzie w Londynie warto szyć.
Muhammad Ali wcielił się jeszcze bardziej w rolę londyńskiego gentlemana podczas sesji w strollerze. Ten archaiczny ubiór został uzupełniony całym wachlarzem stosownych dodatków – białym goździkiem, parasolem, melonikiem, butami na guziki. Takiego dandyzmu nie spodziewałbym się po bokserze. I pewnie o zaskoczenie tu chodziło. Ali wcześnie wpadł na coś, do czego Mike Tyson doszedł dopiero po latach – mistrz świata wagi ciężkiej nie musi pozować na bestię.
Zresztą pomińmy sesję w strollerze, nawet bardziej niepozorne zdjęcia Alego zdradzają, jaką wagę przywiązywał do ubioru. Na jednej z fotografii widzimy młodego zawodnika w mackintoshu w kratę, dobranym do garnituru w zbliżony, ale delikatniejszy deseń. Na innych Ali nosi muchę do dziennego zestawu, co już w latach 60. było ekstrawagancją.
W kolejnej dekadzie poddał się modzie na deformalizację garnituru – chętnie nosił grube tkaniny matowe o urozmaiconym splocie. Oko przykuwały szerokie klapy i szerokie krawaty, mocno przedłużane kołnierzyki, no i spodnie na szelki.
Kiedy była po temu okazja, wkładał dobrze leżące smokingi. Wprawdzie łączył je czasem z koszulą z okropnym żabotem, ale w wielu sytuacjach imponował świetną realizacją black tie. Nosił się po gwiazdorsku. Wiele jego zestawów z lat 70. nie przetrwało próby czasu, ale z pewnością wyglądały ciekawie w kolorowych magazynach.
Po co była Alemu taka dbałość o ubiór? Żeby uciec przed stereotypem boksera? Żeby celebrować swoją sławę? Pewnie nie ma tu prostej odpowiedzi. Wiem jednak, że sportowiec, który poza zawodami pokazuje się w garniturze, zdecydowanie bardziej przykuwa uwagę niż ten w bluzie treningowej. Swoją drogą, podobne zjawisko obserwujemy w przypadku premiera Kanady Justina Trudeau, który wcześniej próbował swoich sił w MMA. Jego zdjęcia z ringu, krążące w Internecie, dodają uroku wizerunkowi polityka w garniturze. Tego rodzaju kontrast zapewnia ciekawy efekt.
Warto podkreślić jeszcze jedną kwestię. To nie było tak, że Muhammad Ali nie miał z kim przegrywać. Walczył o laury z innymi gigantami – George’em Foremanem, Floydem Pattersonem, Joe Frazierem. Żaden z nich nie zdobył jednak podobnej rozpoznawalności jak Ali. Pamiętamy dziś o mistrzu sprzed lat właśnie dzięki złożonemu wizerunkowi medialnemu. A garnitur był jego nieodłączną częścią.
Przeczytaj też: Conor McGregor. Elegant z oktagonu