Próg zakładu przekroczyłem z mocno bijącym sercem. Przywitał mnie starszy pan, podejrzliwie łypiący na mnie wzrokiem, ale po pokazaniu kuponu materiału od razu uśmiechnął się szerzej
Na jesieni 2010 roku wsiąkłem w forum o klasycznej męskiej elegancji. To było o tyle zabawne, że na początku tego roku przeszedłem mały wewnętrzny kryzys i postanowiłem zrezygnować z noszenia się elegancko. Przed 2010 rokiem próbowałem nosić marynarki i krawaty w modzie codziennej, ale dopasowanie pozostawiało wiele do życzenia, a krawaty były raczej z tych tanich. Już miałem dosyć uwag o byciu overdressed i tłumaczenia się, że ja tak lubię się ubierać i to mój styl. Po prostu wtedy jeszcze własnego stylu nie miałem. Jego stworzenie to długa, mozolna droga i jeszcze przez przynajmniej dekadę będę biegł przez płotki stylu. W świecie, w którym ogół nie chodzi na co dzień w zestawach koordynowanych z poszetką i krawatem, nie ma substytutów. Kiedy taki sposób ubierania przestaje być normą, to żeby nie narażać się na śmieszność musisz wyglądać jak spod igły dobrego krawca. Wtedy uszczypliwość osób przerodzi się w swojego rodzaju podziw i zainteresowanie. W za dużych marynarkach ze sklepu czy też kiepsko zawiązanych krawatach nie ma na to szans. Forum bespoke.pl mnie ocaliło, okazało się, że są osoby o podobnych zainteresowaniach jak moje. Dodało mi to wiary w siebie oraz popchnęło w stronę pracowni krawieckich. W rezultacie powstał blog Szarmant, dzięki któremu już nikt nie dyskutuje ze mną na temat celowości i trafności mojego ubrania. Dzięki Szarmantowi mogę ubierać się jak chcę i realizować swoje sartorialne pomysły. Ubieranie się nigdy wcześniej nie dawało mi takiej satysfakcji jak teraz.
W grudniu 2010 roku postanowiłem, jak większość, pierwsze kroki postawić u taniego krawca i uszyć spodnie. Problemem była tkanina, nie miałem wtedy dostępu do dobrych materiałów, a ceny u krawców na materiały Scabala czy też Dormeuila były horrendalne. W poszukiwaniu dobrego i taniego (tak, wiem, oksymoron) materiału trafiłem na sklep tekstylny na ulicy Madalińskiego w Warszawie. Wchodząc tam, byłem zielony. Wiedziałem tylko, że to musi być 100% wełna owcza. Poprosiłem o szarą wełnę na spodnie, ale przykuła moją uwagę brązowa kratka księcia Walii z niebieskim overcheckiem. Po kilku minutach wahania kupiłem 1,3 m i pojechałem z nią od razu do krawca.
Wybór krawca nie przysporzył mi większych problemów. Na forum przeczytałem dobre opinie o Januszu Kruszewskim. Pan Janusz szyje od przeszło 55 lat i uchodzi już wśród forumowiczów za kultowego krawca. Nie jest przy tym drogi. Za pierwsze spodnie na miarę zapłaciłem 200 zł za igłę plus materiał.
Próg zakładu przekroczyłem z mocno bijącym sercem. Przywitał mnie starszy pan, podejrzliwie łypiący na mnie wzrokiem, ale po pokazaniu kuponu od razu uśmiechnął się szerzej. Zapytał, jakie życzę sobie spodnie: czy z jedną, czy z dwiema zaszewkami, czy luźno, czy lepiej dopasowane. O zgrozo, zaskoczył mnie i zdałem się na niego. Stanęło na spodniach z jedną zaszewką do zewnątrz. Nogawka początkowo miała być szeroka na 24 cm, ale wynegocjowałem 22 cm. Krawiec jeszcze spytał, czy wolę niżej, czy wyżej nosić spodnie. Odparłem, że wyżej. Poprosiłem jeszcze o zegarówkę i pętelkę do przytrzymywania sprzączki paska. Jeśli chodzi o te dodatki, to tutaj odrobiłem lekcję domową. Nie będę teraz wchodził w szczegóły, w planach mam bowiem wpis „Jak obstalować spodnie miarowe”. Czuję, że wielu czytelników może mieć podobne problemy jak ja wtedy.
Miara została zdjęta przez krawca w pół minuty. Nawet nie wiedziałem, kiedy to się stało. Po 5 dniach, jeszcze przed sylwestrem 2010, pojechałem po odbiór spodni. Dopasowanie było bardzo dobre. Pierwszy raz spodnie naprawdę dobrze leżały. Pełen euforii w nowych spodniach wróciłem do domu. Szycie miarowe jest swego rodzaju endorfiną dla pasjonatów tematu. Poszedłem w nich na pierwsze spotkanie forumowe w marcu zeszłego roku i zebrałem za nie bardzo pozytywne komentarze wśród hobbystów szycia miarowego. Aż dziw bierze, że tak długo zwlekałem z pokazaniem na blogu tych spodni.
Gdybym te spodnie szył w tym roku poprosiłbym o szerokość nogawki 20 cm i jedną zaszewkę do wewnątrz. Obyłoby się bez mankietu, bo odszedłem już od niego w najnowszych zamówieniach u Sebastiana Żukowskiego, o których napiszę w swoim czasie. Waham się cały czas na zwężeniem spodni, ale kratka jest tak dobrze spasowana, że trochę szkoda mi burzyć obraz całości. Sam materiał nie należy do rewelacyjnych. Podczas noszenia zagniata się, co widać na zdjęciach. Niektóre angielskie tkaniny zachowują się o wiele lepiej, ale jak na moją zerową wówczas wiedzę, to materiał oceniam na czwórkę z minusem. Mogłem przecież skończyć z tak zachwalaną w rodzimych sklepach bławatnych eleanowełną.
W następnym wpisie, o zestawie koordynowany à rebours, zdjęcia tego zestawu z marynarką.
Fot. Maciej Cioch
Janusz Kruszewski
Aleje Jerozolimskie 47, Warszawa
Tel: (22) 622-12-41