Na zaproszeniu widnieje napis: wymagany dress code to garnitur. Szarmant zakłada stalowoniebieski garnitur w jodełkę, dokłada kamizelkę i poszetkę. Wygląda formalnie, jak przystało do rangi zaproszenia, może nawet lekko dandy. Spełnia zasady dress code czyli odpowiedniego ubrania do okazji. Jednakże nie jest do końca zadowolony, postanawia się wyszarmancić. Sięga po kapelusz i wysłużoną papierośnicę z 1918 roku. Zmienia kompletnie swój wygląd. Formalny zestaw trzyczęściowy staje się ekstrawagancką kombinacyją. Od razu czuje się lepiej na duszy
Stój przepisowy czyli dress code to etykieta ubioru, której nie lubię. Bycie elegancko ubranym, bo dress code tego nakazuje jest sprzeczne z moją ideologią ubioru. Na etykiecie ubioru można bazować i traktować ją tylko, jako punkt wyjścia do własnej przygody z ubraniem. Dress code kojarzy mi się z savoir vivre czyli spisem nakazów, jak należy się zachować. Czy jest w tym fun? Nie ma żadnego.
Oprócz dress code przewija się przez prasę jeszcze kilka innych code. Business code de facto nie istnieje, bo właściciel firmy może przecież ubierać się jak chce. Jest jeszcze corporate code, ale i on zanika. I dobrze, bo nie było w nim nic godnego uwagi. Dziś mamy wszechpotężny casual code. Estetyczną dyktaturę sportowych butów, denimu i podkoszulka z napisami. Szarmant jest w kontrze, i do casual code i do dress code! Tworzy swój własny code. A jaki jest Twój code?
Fot. M. Cioch
Tkanina: J. & J. Minnis Super 120’s
Garnitur: Lazar MTM
Kamizelka: Sebastian Żukowski Bespoke
Koszula: Sebastian Żukowski MTM
Krawat i poszetka: Studio Szarmant
Kapelusz: Polkap
Buty: Jerzy Bukowski