Marynarka z Donegal tweed po metamorfozie. Została poddana drastycznym przeróbkom przez Piotra Kamińskiego
Historię z Donegal tweed opisywałem już kilkakrotnie na tym blogu. Była to moja pierwsza marynarka uszyta na miarę jeszcze w czasach, kiedy sądziłem, że tani krawiec też będzie potrafił dobrze uszyć marynarkę. Niestety już wtedy czułem, że marynarka jest o numer za duża. Krawiec zapewniał, że jest wszystko z nią w porządku, ale ja wewnętrznie czułem, że jest coś nie tak. Brak doświadczenia z noszeniem ubrań szytych na miarę sprawił, że się nie upierałem i zostałem ze zbyt obszerną marynarką.
Początkowo na siłę chciałem się do niej przekonać i uczyniłem z niej gwiazdę pierwszego miesiąca istnienia bloga. Niestety z czasem coraz rzadziej w niej chodziłem, bo się źle w niej czułem. Latem powędrowała do szafy, a jesienią za głowę się złapałem, jak mogłem w niej chodzić. Była zdecydowanie za duża. W pewnym sensie stała się antyreklamą krawiectwa miarowego aż tak, że mistrz Piotr Kamiński podczas szycia dwurzędówki zasugerował sam z siebie przeróbkę marynarki tweedowej. Do wykonawcy marynarki nie chciałem iść, bo nie sądzę, żeby zrozumiał, o co mi chodzi. Przy zamawianiu wyraźnie prosiłem o wysoko wszytą pachę, wąskie rękawy i dobre dopasowanie – nic takiego wtedy nie uzyskałem. Dodatkowo wewnątrz w dolnej części marynarki, przy połach, powstały grudy. Sztywnik (płótno) się marszczył.
Marynarka przeszła drastyczne przeróbki. Ramiona zostały rozprute i zmniejszone. Boczne szwy zostały zwężone. Taki sam los spotkał rękawy, które po całości były zwężane. Wywinięcia na rękawach także zmniejszyliśmy do szerokości patek (5 cm) tak jak pierwotnie planowałem. Z tyłu szlic został zaszyty, bo nie trzymał linii prostej. Zresztą wersja bez szliców z tyłu coraz bardziej mi przypada do gustu. Doskonale się sprawdziła w flanelowej dwurzędówce. W kolejnym zamówieniu u Sebastiana Żukowskiego też tak będzie. Pacha została lekko spłycona, by można była bardziej przymknąć ramiona. Jeśli marynarka jest za szeroka w klatce piersiowej i się ją zaszywa, to można zaszyć szew pod samą pachą. Ta marynarka była za szeroka aż o dwa numery i można było taką regulację zrobić.
Stary kołnierz wyraźnie odstawał i został przez Piotra wymieniony. Na kołnierz wybraliśmy jasnobrązowy aksamit z oferty Lear Browne & Dunsford. Co prawda miałem jeszcze oryginalny tweed, ale postanowiłem dać większy pazur tej marynarce. Historia aksamitnych kołnierzy jest bardzo długa. Już na początku XIX wieku noszono je do fraków, które w różnych kolorach (nawet w brązowym) były strojem codziennym mężczyzny. Z czasem zaczęto je stosować na wełnianych płaszczach dyplomatkach (ang. chesterfield) i tweedowych kurtkach myśliwskich (ang. cover coating). Rozpiętość formalności była ogromna. Z aksamitnym kołnierzem można było iść na polowanie albo… do teatru, zdarzały się bowiem aksamitne kołnierze na smokingach. Najczęściej przyjętą formą był aksamitny kołnierz w kolorze tkaniny, ale bywały też wersje kontrastowe, w stylu dandy. Powody popularności aksamitnych kołnierzy są prozaiczne. Aksamit nie brudzi się tak łatwo, jak wełna, ponadto zawsze można go wymienić. W XIX wieku ubranie miało dużą wartość, nieznana była produkcja masowa i płaszcz/marynarka/frak były szyte na lata. Kołnierze wełniane niszczyły się najszybciej. Wymienialny aksamitny kołnierz przedłużał żywotność drogiego ubrania. W XX wieku stopniowo stawał się elementem dandy w męskim ubiorze. Po dziś dzień aksamitne kołnierze można spotkać najczęściej na płaszczach dyplomatkach.
Po zmianach przeprowadzonych przez Piotra marynarka zyskała drugie życie. Nie sądziłem, że można aż tak mocno przerobić marynarkę. W zasadzie jest to zupełnie inne ubranie, niż to, które otrzymałem rok temu. Zakochałem się w tej reaktywowanej marynarce i czuję, że będzie moim wiernym towarzyszem podczas wypraw poza miasto wiosną i jesienią. A że będę w lesie pod krawatem i z poszetką? Czemu nie! Elegancki mężczyzna do lasu nie chodzi w dresie, ale w tweedzie. Krawat i poszetka jest oczywiście opcjonalna.
O spodniach napiszę innym razem, bo materiał zasługuje na osobny wpis. Ciekawe czy któryś z czytelników zgadnie jaka to tkanina? Były uszyte przez taniego krawca w Łodzi, który niestety także nie spełnił moich oczekiwań (nie był nim Tadeusz Baś). Na szczęście Piotr Kamiński także je poprawił.
Fot. Marcin Falana & Marcin Grabowiecki