Ubiór Trumpa na pierwszy rzut oka niewiele się różni od standardu, jaki znamy z amerykańskiej polityki. Ale przyjrzyjmy się bliżej. Donald Trump popełnia szereg fatalnych błędów, które nie pasują do wizerunku zamożnego przedsiębiorcy i politycznego lidera. A może właśnie o to chodzi?
Stwierdzić, że wizerunek Donalda Trumpa jest kontrowersyjny to za mało. Kandydat Partii Republikańskiej swoimi wypowiedziami i sposobem bycia rozpala przecież skrajne emocje. Patrząc na ostatnie sondaże, można uznać, że mniej więcej połowa amerykańskich wyborców akceptuje czy wręcz aprobuje jego styl. Wielu tymczasem uważa Trumpa za człowieka zupełnie nienadającego się na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych. Ja oczywiście nie będę tutaj omawiał jego poglądów czy kwalifikacji politycznych. Dokonam jedynie oceny ubioru i zastanowię się, co z tego wynika dla publicznego image’u Trumpa.
Kiepski garnitur świetnej marki
Donald Trump pochodzi z bardzo zamożnej rodziny i już od dziecka przyzwyczajał się do garnituru. Trudno nawet znaleźć jego zdjęcia z młodości, na których nie byłby pod krawatem. Z mediów wiadomo, że Trump od lat jest zwolennikiem włoskiej firmy Brioni (od około 2004 roku, gdy miliarder zaczął występować w telewizyjnym show The Apprentice). Nie ma w tym nic dziwnego. Choć stylizacje prezentowane w katalogach Brioni nie zawsze zachwycają, to i tak firma jest dumą włoskiego krawiectwa. Garnitury tej marki nosiły takie gwiazdy jak Clark Gable, Henry Fonda, Pierce Brosnan, Leonardo DiCaprio czy Joe Hamm. I wymienieni mężczyźni wyglądali co najmniej dobrze, niekiedy wręcz fantastycznie. Nie da się tego powiedzieć o Trumpie.
Na pierwszy rzut oka garnitury kandydata republikanów wyglądają tanio. To paradoks, bo na pewno są starannie uszyte z luksusowej tkaniny. Brak im jednak odrobiny polotu, nie są nawet dobrze dopasowane. Biorąc pod uwagę możliwości Brioniego, jak i środki, którymi dysponuje Trump – efekt jest wprost fatalny.
Miliarder nosi spodnie trochę za długie i znacznie za szerokie poniżej kolana. Jego marynarki często są zbyt luźne w ramionach, mają nieraz zbyt szerokie i za długie rękawy. Nadmiar materiału widać także na wysokości klatki piersiowej. Klapy marynarki mogłyby być szersze, ale przynajmniej pod tym względem nie ma tragedii. Niestety ich kształt jest nieciekawy, a kozerka umieszczona nisko, co nie dodaje sylwetce dynamizmu.
Co do koloru tkanin garniturowych – Donald Trump często wybiera grafit, czerń i bardzo zimny odcień granatu. Nieco jaśniejsze i żywsze granaty odmładzają kandydata republikanów i lepiej pasują do jego płowych włosów (swoją drogą mógłby już skrócić tę dziwaczną fryzurę, która burzy się śmiesznie pod wpływem wiatru).
Problemem jest też gramatura materiałów. Trump nosi niemal wyłącznie garnitury z delikatnych, lejących się tkanin, które po prostu wiszą, potęgując efekt złego dopasowania i nijakości. Gdyby zastosować trochę cięższy materiał, możnaby nadać sylwetce Trumpa bardziej wyrazisty charakter, maskując jej niekorzystne proporcje. Mówi się często, że osoby otyłe muszą unikać grubych materiałów i jest w tym trochę racji. Tweedowy garnitur niepotrzebnie dodałby kilogramów komuś, kto i tak ma już widoczną nadwagę. Ale formalna tkanina o nieco wyższej gramaturze nie wywołałaby takiego skutku, natomiast pozwoliłaby dobremu krawcowi nieco uformować trudną sylwetkę Trumpa.
Zresztą i tak podobne zabiegi nie byłyby szczególnie widoczne, bo kandydat republikanów niemal nigdy nie zapina marynarki. Zamiast chować brzuch, bez przerwy go eksponuje. Tymczasem zalecany byłby tu trzyczęściowy garnitur, tak, aby nawet na siedząco Trump nie musiał demonstrować swojej tuszy. Jeśli już marynarka jest rozpięta, to przynajmniej kamizelka powinna zasłaniać wydatny brzuch.
Co ciekawe, Donald Trump jest właścicielem marki ubrań biznesowych i sygnuje ją własnym nazwiskiem. Raczej jednak tych rzeczy nie nosi. Zastanawiający jest też fakt, że garnitury sprzedawane przez firmę Trumpa są szyte w Indonezji i w Chinach, co stoi w sprzeczności z wieloma wypowiedziami republikanina, w których sprzeciwiał się praktyce zlecania przez amerykańskie marki produkcji za granicą. Zresztą zamawianie garniturów w firmie z Włoch również jest w tym kontekście problematyczne.
Dyndające krawaty i inne akcesoria
[sociallocker id=”9264″]
Donald Trump, jak na polityka przystało, prawie zawsze ma na sobie krawat. To w gruncie rzeczy godne pochwały, że kandydat republikanów nie próbuje odkryć Ameryki, tylko po prostu trzyma się sprawdzonego zestawu – ciemny garnitur, biała koszula, krawat w mocniejszym kolorze. Ale można to robić dobrze (jak Barack Obama), nieco gorzej (jak Ted Cruz czy Mitt Romney) albo źle. I to dotyczy Trumpa, którego krawaty zbyt często wyglądają żenująco. Aż zaczynam podejrzewać, że to jakaś w pełni świadoma decyzja.
Trump na wiecach i podczas ważnych wystąpień nosi zazwyczaj krawaty jednokolorowe, w odcieniach czerwieni i błękitu. Problem w tym, że nie są to korzystne odcienie. Nie burgund i granat, nie bordo i stonowany niebieski, bo to byłoby dla miliardera zbyt proste. Trump musi nosić czerwień straży pożarnej i błękit o neonowym blasku. Z pewnością takie barwy zwracają uwagę, ale nie pomagają nadać powagi wizerunkowi kandydata republikanów, a to chyba by mu się przydało.
Co gorsza, Donald Trump nie stroni też od mocno błyszczących krawatów różowych i złotych, które przystoją szpanerowi, a nie politycznemu przywódcy i przedsiębiorcy. Efekt bywa kiepski również wtedy, gdy republikanin decyduje się na krawaty w drobne i skomplikowane wzory. Pamiętajmy, że takie dodatki, choć z bliska mogą wyglądać efektownie, widziane z większej odległości będą tworzyć niepotrzebny zamęt w naszym wizerunku. Do studia telewizyjnego można założyć krawat o wyraźnym wzorze, a na wiecach lepiej nosić jednokolorowy.
Trump prawie zawsze wiąże krawaty windsorem. Nic dziwnego, że stara się zrównoważyć pełną twarz szerokim węzłem. Niestety w wielu wypadkach windsor Trumpa jest bardzo krótki. Lepszy byłby po prostu four-in-hand – mięsisty krawat pozwoliłby uformować węzeł nie tylko szeroki, ale też dłuższy, co trochę wyciągnęłoby optycznie twarz miliardera.
Oczywiście węzły Trumpa to tylko małe piwo, zresztą czasami można je pochwalić za łezkę. Okropna jest długość tych krawatów, dyndających nawet 5 cm poniżej linii paska. Co szokujące, według plotek Trump zamawia krawaty bespoke. Generalnie jest to dobry zwyczaj, bo nie tylko pozwala wybrać tkaninę i wykończenie, ale też określić długość pasującą do naszych gabarytów. Warto, by mężczyźni niscy i wysocy (Trump zalicza się do tych drugich – ma 190 cm wzrostu) korzystali z usług bespoke, jeśli mają problem z dyndającymi lub zbyt krótkimi krawatami. Ale kandydat republikanów nie rozumie, że dostatecznie długi krawat powinien sięgać jedynie do paska.
A skoro już o pasku mowa – Trump zdecydowanie należy do mężczyzn, którzy powinni nosić szelki. Mógłby wtedy szyć spodnie z wyższym stanem i ukryć brzuch. Wyborcy by mu chyba wybaczyli, że nosi szelki, w końcu w Stanach Zjednoczonych ta tradycja nigdy do końca nie zanikła. Spodnie Trumpa bez przerwy opadają, czego trudno uniknąć, gdy ktoś ma tuszę, a mimo to upiera się przy pasku.
Oczywiście Trumpowi brakuje poszetki, a ten dodatek byłby tu bardzo pomocny. Urozmaiciłby nieco wielką płachtę marynarki miliardera, dzięki czemu garnitur nie wyglądałby tak masywnie i ponuro. Natomiast na plus trzeba zaliczyć koszule. Zawsze mają ładnie usztywnione kołnierzyki o szerokości odpowiednio dobranej do twarzy, a także mankiety na spinki. Pod tym względem Trump wygląda po prezydencku. To samo można powiedzieć o butach – czarnych oksfordach o zgrabnym kopycie. Oczywiście są wiązane na drabinkę i zawsze się błyszczą.
O co tu chodzi?
Można przypuszczać, że za obecnym wyglądem Trumpa stała idea stworzenia wizerunku przedsiębiorcy, który nie ma nic wspólnego ze znienawidzonymi przez Amerykanów banksterami. To właśnie oni znaleźli się na celowniku republikanina w wielu wystąpieniach. Być może Trump stroni od szelek, poszetek i garniturów w prążek właśnie po to, by nie wyglądać jak Gordon Gekko z filmu Wall Street.
Kandydat republikanów odwołuje się często do osób, które czują się oszukane przez establishment, do tych, którym pod względem finansowym nie wiedzie się dobrze. A podstawowa zasada politycznego PR głosi przecież: wyglądaj trochę lepiej niż twoi wyborcy. Być może więc Donald Trump nie chciał być postrzegany jako osoba przywiązująca nadmierną wagę do wyglądu, dlatego jego garnitury są tak nijakie, choć zapewne kosztowały fortunę.
Ale z drugiej strony ten niezwykle zamożny człowiek nieustannie obnosi się ze swoim bogactwem. Robi to również w trakcie kampanii wyborczej, gdy lata prywatnym helikopterem i odrzutowcem. Czemu nie miałby więc nosić trochę lepiej dopasowanego garnituru? Zresztą szpanerskie krawaty, bardzo eleganckie buty i idealne koszule również nie pasują do wizerunku człowieka spoza mainstreamu. Ale może to nie żaden błąd, tylko fenomenalna odpowiedź na pełne sprzeczności oczekiwania Amerykanów? W końcu dwa lata temu nikt Trumpowi nie dawał szans na wygraną, a już w środę możemy się dowiedzieć, że został 45. prezydentem USA.
PS. Jeśli brakuje Wam analizy stylu Hillary Clinton zapraszamy na zaprzyjaźniony blog Black Dresses
[/sociallocker]