I wojna światowa miała ogromny wpływ na historię munduru. Podstawowe znaczenie mają odtąd barwy ochronne i ergonomia. (Autor: Łukasz Łoziński)
Koniec belle époque
I wojna światowa, jak zaznaczyłem już we wcześniejszym wpisie, bardzo wyraźnie pokazała konieczność rezygnacji z kolorowych mundurów. Wprawdzie tylko Francuzi wystąpili w 1914 roku w jaskrawych spodniach, ale trzeba przyznać, że inne armie – jak na przykład pruska – miały jeszcze barwne dystynkcje czy ozdoby (w przypadku Niemców głównie złote i czerwone), kontrastujące z pozostałymi częściami ubioru. Również mundury Austriaków, błękitnoszare, nie okazały się doskonałym wyborem dla wojsk walczących na lądzie. Po upadku monarchii habsburskiej zmieniono je oczywiście na zielone. Nawet detale mundurów polowych miały już przeważnie stonowane barwy.
Rozwój technologii militarnej zaskoczył wielu generałów. Karabiny były już dużo celniejsze i bardziej szybkostrzelne niż broń palna używana powszechnie podczas wcześniejszych wojen europejskich. Kiedy mocarstwa kolonialne kierowały lufy przeciw ludności na niższym poziomie cywilizacyjnym, wybijając buntowników jak muchy, nie do końca uświadamiano sobie, co się może stać podczas walk państw centralnych i ententy. Przestarzała taktyka, oparta na spokojnych, uporządkowanych ruchach, w połączeniu ze wzrostem skuteczności ognia sprawiała, że zwykłe potyczki kończyły się rzezią.
Dopiero uczono się nowych metod wojowania. Na większą skalę zaczęto wykorzystywać manewry oskrzydlające i ogólnie mobilność oddziałów. Podczas walk polegających na siłowaniu się o kolejne skrawki terytorium kluczowe znaczenie mają barwy ochronne. Kiedy grupa żołnierzy wybiega z okopu, chcąc zaskoczyć linię wroga, albo skrada się nocą pod obsadzone wzgórze – skuteczność kamuflażu decyduje o życiu i śmierci. Lub raczej o skali nieuchronnych strat.
Brytyjski wzorzec
W chwili rozpoczęcia I wojny światowej jedynie armia brytyjska mogła się poszczycić tym, że niemal całość jej sił jest wyposażona w mundury w barwach ochronnych (u Rosjan pojawiały się jeszcze czerwone lub granatowe spodnie). Główny kolor to khaki, ale oczywiście Royal Navy nosiła granat, a lotnicy błękit. Regimenty szkockie jak zwykle zachowały prawo do kiltu. Kolorem wyróżniały się też nieco bledsze okrycia zimowe – choć rzadko był to biały kamuflaż z prawdziwego zdarzenia – oraz uniform przeznaczony do działań w wysokich temperaturach, złożony z obszernych bermudów i przewiewnej koszuli.
Słynny krój service dress, wprowadzony na początku XX wieku, okazał się wizjonerski. Kurtka stosunkowo prosta, niedługa, z czterema dużymi kieszeniami zewnętrznymi, najczęściej z talią podkreśloną paskiem. Wariant oficerski miał klapy jak w marynarce, pokazywał fragment koszuli i krawata. Zwykli żołnierze nosili kurtkę ze stójką. Do tego szerokie spodnie (choć niekoniecznie bryczesy) i wysokie buty lub bardziej ekonomiczne i pod wieloma względami praktyczniejsze trzewiki oraz owijaki.
W ciągu kilku dekad większość armii Zachodu nosiła już kurtki zbliżone do brytyjskich. Nie podejmuję się orzekać, kto, co i od kogo zapożyczył. Źródła inspiracji projektantów uniformów trudno czasem sprawdzić. Krój z czterema kieszeniami jest dość prostym (choć genialnym) pomysłem i pojawiał się dawniej. Chodzi po prostu o to, że Brytyjczycy wcześnie postawili na fason, który wkrótce stał się oczywistością. W wielu krajach noszony jest do dziś, w niemal identycznych proporcjach. Z tą tylko różnicą, że nie stanowi już wyposażenia polowego, ale mundur wyjściowy. Dobrze łączy funkcjonalność z estetyką.
Nakrycia głowy
Ogromną karierę zrobiła też okrągła, półmiękka czapka, zwana garnizonową. Tego typu nakrycia głowy nosili europejscy robotnicy, a także żołnierze rosyjscy. Czapkę garnizonową na Zachodzie spopularyzowała jednak armia Jego Królewskiej Mości. Zwycięzca dyktuje warunki pokoju i trendy w ubiorze wojskowym.
Kepi i pokrewne nakrycia głowy, które tak długo stosowano w wojsku fracuskim, belgijskim czy austro-węgierskim, w okresie międzywojennym były już wyraźnie w odwrocie. Ale przedtem ciekawych nakryć głowy nie brakowało. Włoskie formacje bersaglieri i alpini znane były z asymetrycznych kapeluszy z piórami. Amerykanie z kolei wyposażeni byli w kapelusze bardzo podobne do tych, które na westernach nosi granatowa kawaleria.
Nie można tu nie wspomnieć o hełmach. Obok wzmiankowanej poprzednio pikielhauby (która przybrała z czasem formę znacznie uproszczoną), dla I wojny światowej emblematyczny jest adrian – wzór wprowadzony w 1915 roku przez Francuzów, dla ochrony przed szrapnelami, z garbem u góry i długim „rondem” z tyłu. Odrobinę później powstał słynny hełm brytyjski, zaprojektowany przez Johna Brodiego. Bardzo prosty i tani w produkcji, nie zapewniał jednak, jak łatwo zauważyć, osłony po bokach głowy. Niemniej ten element wyposażenia – nazywany przez wesołych wojaków salaterką, umywalką lub talerzem do zupy – przetrwał cały XX wiek i jest dziś na wyposażeniu izraelskiej gwardii narodowej.
Pragmatyczni Rosjanie
Nie wolno rzecz jasna pominąć armii carskiej. Rosjanie jeszcze w XIX wieku mogli imponować ekonomicznym i dobrze pomyślanym wyposażeniem militarnym. Jak zauważa znawca historii munduru Klaus Ulrich Keubke, wojna z Japonią (z kretesem przegrana w 1905 roku) skłoniła imperium carów do zastosowania zielonawego odcienia khaki. Było to przyszłościowym posunięciem.
Rosjanie nosili wcześniej różnego rodzaju futrzane czapki (nie tylko kozackie), ale w przededniu I wojny światowej większość żołnierzy miała już, jak wspominałem, garnizonówki. Obowiązywało dość jednolite umundurowanie, poszczególne typy broni nie różniły się od siebie w zasadniczy sposób (poza flotą ubraną na czarno), nieco zmniejszyła się też dawna przepaść między strojem oficerów i szeregowych.
Fason munduru już przedtem odstawał od zachodnioeuropejskich wzorców. Dominował krój nawiązujący do rubaszki, czyli lnianej koszuli wciąganej przez głowę, powszechnie noszonej przez chłopów w ogromnej części Rosji. Na piersi umieszczano dwie kieszenie, ale wersja dla niższych rangą mogła nie mieć ich wcale. Był to ubiór bardzo tani i nawiązujący wyraźnie do estetyki ludowej.
Tak naprawdę bolszewicy mieli małe pole manewru – nie bardzo się dało ten uniform dodatkowo zdemokratyzować. Stał się „jeszcze bardziej nijaki”, jak ubolewa Keubke, ale na tym polu rewolucji nie było. Pojawiły się tylko czerwone gwiazdy lub, u oficerów, inne ozdoby tegoż koloru. No i oczywiście budionowki – szpiczaste nakrycia głowy nawiązujące do ruskich szyszaków. Ale to dopiero w wyniku reformy umundurowania z 1918 roku.
Nowa Europa
I wojna światowa wywróciła stary kształt świata do góry nogami. Trauma z nią związana osłabiła ducha militaryzmu na Zachodzie – to było jedną z przyczyn słabej polityki w stosunku do Hitlera. Tymczasem w wielu krajach w centrum i na południu Europy w okresie międzywojennym żołnierz był traktowany jak półbóg, a wojskowy dryl wyznaczał ramy życia społecznego. Nie inaczej działo się w Polsce, co jest zrozumiałe wobec zagrożenia, w jakim stale znajdowała się II RP. O naszych mundurach napiszę więcej już niedługo.
Ogólnie rzecz biorąc, w przeszłość odeszły papuzie barwy mundurów, poza galą oczywiście. W zasadzie każda z walczących w I wojnie światowej armii, pod wpływem narzekań i próśb żołnierzy, w ciągu kilku lat zdążyła swoje uniformy zmodernizować. Domyślnym nakryciem głowy na polu bitwy stał się hełm, co przedtem nie było oczywiste. Wojna o totalnym charakterze, obliczona na gospodarcze i fizyczne wyniszczenie, coraz częściej zmuszała też projektantów do myślenia o finansach – ta tendencja uwidoczni się lepiej podczas kolejnego konfliktu. Ale o tym następnym razem.
Artykuł jest częścią cyklu o mundurach. Przeczytaj też:
Od szkarłatu do beżu – mundur w XIX wieku