Klasyczny wizerunek sławnego detektywa jest powszechnie znany. Czy zastanawiamy się jednak, co nam mówi ubiór Holmesa? Albo o czym świadczą modyfikacje jego wizerunku, proponowane przez współczesnych filmowców? Prześledźmy najważniejsze wcielenia Sherlocka. (Autor: Łukasz Łoziński)
Zgodnie z metodą detektywa z Baker Street zaczniemy od uporządkowania faktów. Skąd właściwie wiemy, jak ten pierwszy, źródłowy Holmes wyglądał? Paradoksalnie człowiek, który go wymyślił – sir Arthur Conan Doyle – bynajmniej nie miał decydującego wpływu na to, co identyfikujemy jako klasyczny wizerunek Sherlocka. Owszem, w opowiadaniach znajdują się uwagi o powierzchowności detektywa – wiemy na przykład, że miał wydatny nos i pociągłą twarz, był raczej smukłej budowy. O ubiorze głównego bohatera Doyle pisze jednak niewiele, a przecież to dzięki czapce i płaszczowi od razu wiemy: na obrazku jest Sherlock.
Nasze wyobrażenia o Holmesie ukształtował przede wszystkim angielski plastyk Sidney Paget, który dla magazynu „Strand” przez lata przygotowywał rysunki do kolejnych opowiadań Doyle’a. W jednym z tekstów – należącym do trzeciego już cyklu o detektywie – pojawia się wzmianka, że główny bohater nosi spuszczone na uszy podróżne nakrycie głowy. Paget narysował więc detektywa w deerstalker. Odtąd ta myśliwska czapka – jak nazwa wskazuje, kojarzona głównie z tropieniem jeleni – stała się atrybutem łowcy przestępców. Tym samym podkreślony został charakter Holmesa, dla którego praca detektywa jest nie tylko formą służby społecznej, ale też podniecającą i niebezpieczną rozrywką, podobną do polowania.
Na tym wkład Pageta w kształtowanie wizerunku Holmesa się nie kończy. Doyle parę razy wspomina ogólnikowo, że Sherlock nosi ulster coat, czyli niezbyt dopasowane, komfortowe okrycie o wydatnym kołnierzu. Tego typu nieformalny płaszcz występował w mnóstwie wariantów. Paget ubiera detektywa w ulstery bardzo długie, sięgające kostki. W ten sposób Holmes upodabnia się do bohaterów mrocznego nurtu romantyzmu, niepogodzonych z losem i podszytych szaleństwem. Sherlock, zazwyczaj chłodny i opanowany, bywa też wybuchowy i agresywny, a czasem znika na całe dni w palarni opium. Często przecenia się racjonalizm detektywa – w jego praktyce śledczej żelazna logika stale współdziała z intuicją. Długi płaszcz sugeruje, że pełen sprzeczności umysł bohatera pozostanie dla nas nieprzenikniony. Ten sam chwyt stosowali twórcy kina noir, ubierając detektywów w powłóczyste trencze i właśnie ulstery.
Wizerunek detektywa noszącego deerstalker i ulster lub inverness cape coat (szkocki płaszcz z obszerną peleryną dodatkowo okrywającą ramiona i plecy) został spopularyzowany przez Hollywood. W latach 1939-1946 miało premierę aż czternaście pełnometrażowych filmów z brytyjskim aktorem Basilem Rathbonem w roli głównej. To właśnie on dla kilku pokoleń był podstawowym wcieleniem Sherlocka i niewątpliwie jego kreacja z pierwszych części serii utrwaliła obraz detektywa preferującego styl o charakterze wiejskim – grube wełniane tkaniny w odcieniach szarości i brązu, o dość wyrazistych wzorach – pepita, windowpane, kratka księcia Walii.
Rathbone jako Sherlock nosi się w ten sposób nie tylko na wietrznych wrzosowiskach, ale także w Londynie. To czyni go często underdressed – strój głównego bohatera nie zawsze odpowiada elegancji klientów czy nawet współpracowników, jak Watson i Lestrade. W ten sposób Holmes kreowany przez Rathbone’a zaznacza swój dystans wobec konwenansów panujących w jego klasie społecznej, ale też zapewnia sobie większą swobodę działania – nieraz zapuszcza się przecież w ciemne dzielnice, gdzie wszyscy noszą zgrzebne ubrania o burej barwie. Gdyby Sherlock poszedł tam w formalnym stroju, za bardzo by się wyróżniał.
Zarówno opowiadania, jak ilustracje Pageta pozwalają jednak twierdzić, że Holmes nosił również stroje właściwsze jego pozycji społecznej. Jeremy Brett – który w serii filmów wyprodukowanej przez telewizję Granada (1984-1994) stworzył najbardziej pogłębioną kreację Sherlocka – przeważnie ma na sobie ciemny i prosty ubiór formalny, wykonany ze szlachetnych tkanin wełnianych.
W mieście zazwyczaj jest to typowy zestaw wiktoriański, złożony ze sztuczkowych spodni, sięgającej wysoko pod szyję kamizelki i jednorzędowego surduta (frock coat). Zważywszy, że akcja pierwszych przygód Holmesa ma miejsce w latach osiemdziesiątych XIX wieku – kiedy coraz większą popularność zyskiwał dynamizujący sylwetkę żakiet (morning coat) – można uznać ten strój za konserwatywny. Urozmaiceniem jest wąska muszka. Ten dodatek upowszechnił się właśnie w epoce wiktoriańskiej, ale zazwyczaj występował w szerszym wariancie. Oczywiście na wsi Sherlock grany przez Bretta nosi strój nieformalny, czyli trzyczęściowy szary garnitur, podobny do współczesnego, choć marynarka jest wysoko zapinana na cztery guziki. Ten ubiór uzupełnia sportowy kapelusz lub deerstalker, ale wykonany z bardziej stonowanej tkaniny niż dziadkowa pepita Rathbone’a.
Do niedawna to właśnie Brett władał wyobraźnią fanów Holmesa, ale w 2009 i 2011 roku pojawiły się dwa filmy Guya Ritchiego z Robertem Downeyem Jr. w roli głównej. Od początku było jasne, że mamy do czynienia z diametralną zmianą – Holmesem został 44-letni Amerykanin (Brett miał 51 podczas kręcenia pierwszego odcinka z serii), na dodatek niższy i bardziej krępy od większości aktorów wcielających się w detektywa z Baker Street. Tę różnicę dodatkowo podkreślały niezbyt dopasowane kroje noszonych przez Downeya ubrań.
A były to rzeczy ekstrawaganckie jak na angielskiego gentlemana z końca XIX wieku – Holmes w nowym wcieleniu nosi luźne spodnie i kontrastujące z ciemnymi surdutami wzorzyste kamizelki. Zazwyczaj rozpina je u góry albo wybiera fasony odkrywające sporą część koszuli, co zdecydowanie odmładza wizerunek detektywa. Całości dopełnia plastron (ascot tie), noszony poniżej kołnierza, jak krawat, lub wystający z rozpiętej koszuli, jak fular. Zwracają też uwagę ozdobne hafty na jednym z surdutów. Wizerunek dandysa i nonszalanta pasuje do kreowanego przez Downeya detektywa-zabijaki. Trzeba przyznać, że filmy Ritchiego są fenomenalnie zrealizowane i trzymają w napięciu, ale chyba za bardzo przypominają Szklaną Pułapkę. Znacznie więcej w nich efektownych pogoni i potyczek niż procesu myślenia.
Oba czynniki udało się połączyć twórcom serialu BBC, który zdobył ogromną popularność. Sherlock przeniesiony do XXI wieku wciąga widzów dzięki świetnemu scenariuszowi i grze aktorskiej. Wcielający się w detektywa Benedict Cumberbatch jest równie tajemniczy i intrygujący, co pierwowzór, ale jego stroje wydają się bardziej monotonne niż te z ilustracji Pageta. Zazwyczaj oscylują wokół czerni i grafitu i pod tym względem współczesny Holmes przypomina wersję Bretta, noszącego się zgodnie z wiktoriańską zasadą umiarkowania.
Charakterystycznymi elementami stroju nowego Sherlocka są ciemne koszule satynowe (przeważnie marki Dolce & Gabbana, jak zdradziła magazynowi „GQ” Sarah Arthur, zajmująca się na planie kostiumami), oraz mocno dopasowane garnitury o wyjątkowo wąskich klapach (Spencer Hart z Savile Row). Holmes grany przez Cumberbatcha nie nosi krawata ani innych dodatków pod szyją, poza delikatnym szalikiem wełnianym. Znakiem rozpoznawczym jest oczywiście wełniany płaszcz (firmy Belstaff) – niezbyt gruby, dwurzędowy ulster o chropawej powierzchni, z czerwonym obszyciem butonierki. Całość daje wrażenie konsekwencji i dobrego smaku, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że ubiór ma dla bohatera znaczenie trzeciorzędne. No a deerstalker? Powraca w serialu wyłącznie jako rodzaj żartu, kiedy Sherlock pokazuje się dziennikarzom.
Wizerunek Holmesa ukształtował nasze wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać prawdziwy detektyw – do dziś długi płaszcz często funkcjonuje jako atrybut filmowych tropicieli złoczyńców. Z drugiej strony deerstalker wywołuje tak silne skojarzenia z Sherlockiem, że każdy, kto chciałby założyć tę czapkę poza wyprawą na polowanie, musi się liczyć z docinkami: chyba nie szukasz tu psa Baskerville’ów? Pokryty patyną wizerunek detektywa wyraźnie stanowi problem dla współczesnych filmowców – próbując dodać swoim bohaterom ikry, na różne sposoby uciekają przed utrwalonym przez wielu aktorów obrazem gentlemana w tweedach (to nie tylko Rathbone, ale też Peter Cushing, Peter O’Toole i inni). Z drugiej strony minimalistyczne zestawy noszone przez Cumberbatcha po trosze nawiązują do klasycznego sposobu rozumienia elegancji. Tradycyjny wizerunek Holmesa okazuje się więc zarówno niewygodnym bagażem, jak inspiracją – i to nie tylko dla twórców filmowych, ale też dandysów i projektantów mody.
…
Chciałbym zwrócić Waszą uwagę, że autorem wpisu jest Łukasz Łoziński – polonista i antropolog kultury. Łukasz jest erudytą, o ciekawym piórze, a także pasjonatem klasycznej elegancji. Mam nadzieję, że esej o słynnym detektywie przypadł Wam do gustu i czytaliście go, tak jak ja, z prawdziwą przyjemnością. Roman