Pewnie wielu z moich czytelników kojarzy firmę Van Thorn z szyciem made to measure. Prawie dwa lata temu właśnie taki garnitur tej firmy był prezentowany na blogu. Kilka miesięcy temu jej właściciel, Maciej Puciata, zadzwonił do mnie z informacją o wprowadzeniu do swej oferty ręcznego szycia na miarę w stylu włoskim. Postanowiłem wypróbować jego usługę i nieco przybliżyć ją moim czytelnikom.
Ręczne szycie na miarę w wersji tradycyjnej (ang. bespoke) to ciężki kawałek chleba. Ma nie tylko dobrze leżeć, ale również być zrobione podług współczesnych norm stylistycznych i jakościowych. Siermiężne szycie na miarę przy użyciu ciężkich i sztywnych wkładów nie ma żadnego sensu. W „zbrojach” przestano przecież chodzić wraz z końcem popularności filmów noir. Tylko firmy, które szyją współcześnie mają szansę na zaspokojenie potrzeb młodszego grona klientów.
Maciej Puciata wprowadził od niedawna usługę szycia na miarę właśnie w wersji bespoke. W firmie Van Thorn pracuje dwóch krawców, którzy zdobyli wcześniej doświadczenie w innych pracowniach krawieckich w Warszawie. Maciej Puciata jest przede wszystkim doradcą i stylistą. On zadba o to, aby fason i krój były współczesne. W Van Thorn nie idzie się na skróty, a wynika to między innymi z podziału ról w firmie. Co ciekawe, Maciej w zeszłym roku ukończył kurs krojenia u nestora polskiego krawiectwa Tadeusza Wasaka. Nie ma ambicji zostania krawcem, ale zdecydował się zdobyć doświadczenie potrzebne do zrozumienia różnych sylwetek i samodzielnego konstruowania odzieży. Trzeba przyznać, że jest to rozsądne i bardzo dojrzałe podejście. Puciata jest przecież właścicielem firmy i dobrze jest poznać wiele aspektów branży od podszewki. Gruszek na wierzbie pracownik krojczy już mu nie może obiecać. „Panie, tak się nie da” – też już u Maćka nie przejdzie.
Nad fasonem długo nie debatowaliśmy. Wybraliśmy marynarkę z trzema nakładanymi kieszeniami. Stały czytelnik będzie wiedział, że nakładane kieszenie podkreślają sportowy charakter marynarki. Wahałem się nad klapami ostrymi, ale ostatecznie stanęło na zwykłych.
Sam proces szycia przebiegał sprawnie, odbyły się łącznie cztery przymiarki. Ostatnia na przecięcie dziurek. Z mojego doświadczenia wynika, że przecięcie dziurek jest dobrze zostawić na sam koniec, kiedy marynarka jest już w zasadzie skończona. Czasami źle zlokalizowane dziurka popsuje efekt końcowy, a jej nie da się już poprawić.
Styl pracowni ewoluuje w stronę szycia na miękko, przy użyciu naturalnych wkładów. Marynarka jest lekka i co najważniejsze wygodna. Nie czuję jej na sobie i tak właśnie powinno leżeć letnie ubranie. Pacha jest wysoko skrojona, ale nie pije. Kozerka jest też dosyć nisko położona i był to mój świadomy stylistyczny wybór. Zdecydowaliśmy się samej marynarki przesadnie nie taliować. Jednym z atutów są plecy. Maciej słusznie zauważył, że moich marynarek z tyłu nie należy mocno dopasowywać z powodu odstających pośladków.
Butonierka i inne dziurki w marynarce są dobrze wykończone. Nie ma tu śladu pójścia na łatwiznę czy nawet partactwa. Estetycznie wykonane dziurki to jedna z największych bolączek polskiego krawiectwa. W Anglii są specjalnie do tego zatrudniane osoby (w krawieckim slangu finishers), które robią ręczne dziurki w marynarkach i spodniach. W Polsce trzeba polegać na krawcu, który często robi wszystko od A do Z. Na pieczołowicie wykonane dziurki po prostu nie ma czasu, a nawet niektórym brakuje umiejętności.
Wybraliśmy tkaninę z najnowszego letniego próbnika Mirage (pol. fatamorgana) od firmy Harrisons of Edinburgh. Cały wzornik jest do przejrzenia tutaj. Tkanina to błękitna jodełka z dyskretną kratką windowpane. Kolorystyka jest bardzo wakacyjna (błękit – kolor nieba, beż – kolor piasku) i taka właśnie miała być marynarka. Stąd m.in. trzy nakładane kieszenie podkreślając jej sportowy i swobodny charakter. Tkanina ma skład 66% wełna, 22% jedwab i 12% len i występuje w gramaturze 290. Próbnik Mirage został entuzjastycznie przyjęty przez krawców na Savile Row. Jest to angielska odpowiedź na popularne włoskie mieszanki o podobnym składzie, ale niższej gramaturze. Specjalna wełniana przędza nadaje miękkość tkaninie, jedwab – delikatny i szlachetny połysk, a len wprowadza dodatkową fakturę. Gramatura sprawia, że marynarka lepiej się układa i jest mniej podatna na zagniecenia. Oczywiście nie można jej porównywać do pancernych tkanin czesankowych o jeszcze wyższych gramaturach. Marynarka na lato ma prawo się lekko pognieść. Powinna też być lekka.
Spodnie są natomiast wykonane z tropiku o gramaturze 260g od firmy H. Lesser & Sons. Mają sportowy mankiet i nie posiadają żadnych zakładek. Zostały także uszyte przez firmę Van Thorn.
Do stylizacji dobrałem jedwabny krawat typu knit w kolorowe grochy i dzierganą poszetkę z bawełny. Poszetki z dzianiny to jedna z nowości w firmie Van Thorn, która ma bardzo bogatą kolekcję krawatów i innych eleganckich akcesoriów. Jako jedni z nielicznych mają także krawaty dla bardzo wysokich mężczyzn. Ofertę sklepu można przejrzeć także w internecie. Zestaw uzupełniają oksfordzka koszula button down firmy Szarmant, kapelusz panama firmy Borsalino oraz dwukolorowe buty wiedenki (ang. spectator, co-respondent) firmy Belstaff.
Tym razem efekt zaskoczył mnie na plus. Zamówienie wyszło zdecydowanie lepiej, niż nasz poprzedni projekt mtm. Ewolucja szycia miarowego w firmie Van Thorn to jeden z pozytywnych przykładów rozwoju rodzimego rynku. Warszawskim krawcom urósł niespodziewanie nowy konkurent. Ceny w Van Thorn też są bardzo rozsądne. Od 4 tys zł za garnitur z tkaniną z podstawowego próbnika. Myślę, że firmę śmiało możemy umieścić w pierwszej piątce warszawskiego rynku bespoke. Może jeszcze nie podium, ale są bardzo blisko. Przy tym tempie rozwoju staną się wkrótce bardzo istotnym graczem.
Warsaw Towers, parter
Ul. Sienna 39
Tel. 22 243 73 77
***
Fot. Agnieszka Wanat
Zdjęcia zostały zrobione w Gdańsku, przy ulicy Mariackiej. Serdeczne podziękowania dla Miasta Gdańsk za zorganizowanie kolonii dla blogerów pt. „Morska Ferajna” na Wyspie Sobieszewskiej.